piątek, 8 kwietnia 2016

4. "Od czego są znajomi?"



     Ciszę w mieszkaniu Marisy i Stefana przerwały wibracje jednego z telefonu leżącego w nieokreślonym miejscu na podłodze. Rytmiczny dźwięk dotarł do śpiącej Ady wybudzając ją z głębokiego snu, w którym miała już wygrać maraton, gdzie główną nagrodą była szklanka zimnej wody. Już zbliżała się do mety nie spuszczając wzroku z jakże cennego trofeum, kiedy coś zaczęło jej dzwonić w uszach. Dziewczyna powoli otworzyła jedno oko. Zobaczyła biel poduszki i skrawek czarnej podłogi. 
    Chwila moment... przecież pościel w jej łóżku była zielona, a podłoga kremowa... Otworzyła drugie oko w panice. Okazało się to dużym błędem z jej strony, gdyż otaczający ją krajobraz nie zmienił się, za to poczuła nieznośną pustynię w ustach i ból głowy.
- Co do jasnej cholery? - Wyszeptała, jednak jej głos przypominał darcie obdzieranego ze skóry kota. 
   Wibracje ustały, kiedy powoli uniosła głowę wydając z siebie cierpiętnicze westchnienie. Kątem oka zauważyła ciemną czuprynę po swojej lewej. Przed wydaniem spanikowanego krzyku powstrzymała się ugryzieniem w język. 
    Powoli docierała do niej rzeczywistość. Wyjazd. Marisa. Chłopaki. Impreza... dalej tylko urywki, których nie potrafiła poskładać w chronologiczną całość. Przełknęła ślinę rzucając kolejne spojrzenie na postać obok niej. Ciemne włosy, tunel w uchu. Manuel - dopasowała w myślach. Świadoma faktu, że ma na sobie koszulkę i spodenki odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na materacu w salonie. Na rozłożonej kanapie spali Michi z Gregorem, a fotel o dziwo był pusty, jedynie koc i poduszka wskazywały, że ktoś go niedawno zamieszkiwał. Ada zastanawiała się, gdzie zniknął Kofler, który usnął tam jak kamień. Przypomniała sobie, jak wrócili nad ranem z klubu. 
     Pierwotnie miała spać z Marisą, ale kiedy zastała ją i Stefana ledwo trzymających się na nogach, ale jednak rozbierających się nawzajem przed drzwiami sypialni, postanowiła pomóc im trafić do łóżka i zamknęła zakochanych w ich pokoju. Kiedy uporała się z nimi, Kofler chrapał w ubraniu jak zabity, Michi z Gregorem (o dziwo przebrani) ułożyli się na kanapie kłócąc się o małą kołdrę, a Manuel próbował nieudolnie rozłożyć materac. Dziewczyna myślała nad rozłożeniem jeszcze jednego, jednak Marisa uprzedzała ją, że schodzi z niego powietrze. Wyzuta z ostatnich sił stała w wejściu do salonu jak kołek, zastanawiając się, czy w wannie będzie jej wygodnie, kiedy odezwał się Fettner, który właśnie wygrał batalię z materacem. 
- No co tak stoisz? Wskakuj do tego łoża! - Oparł się na łokciu przyjmując pozę zawodowego amanta. Ledwo kontaktująca dziewczyna podeszła do chłopaka. Nawet nie mogła wymyślić żadnego logicznego kontrargumentu dla jego propozycji, więc zrezygnowana padła obok niego.
- Ręce przy sobie Fettner albo obudzisz się bez przyrodzenia. - Wybełkotała. Nie zrozumiała jego odpowiedzi. Poczuła tylko skrzypienie sprężyn pod ciężarem jego szczupłego ciała i była to ostatnia rzecz jaką zarejestrowała przed odpłynięciem w krainę błogiego spokoju.
    Ada podjęła próbę bezszelestnego wstania z jak to ujął Manuel "łoża". Musiała się czegoś napić, bo powoli język przyklejał się jej do podniebienia. Niestety jak na złość materac wydał z siebie strzelające odgłosy i dziewczyna znieruchomiała kiedy dostrzegła, że Manuel zaczyna się niebezpiecznie kręcić na swoim miejscu.
- Nie będę skakać w majtkach na kombinezonie... Posrało cię? Daj mi spokój... - Wybełkotał i agresywnie odwrócił się tyłem do niej zgarniając całą kołdrę. Ada tylko patrzyła na skoczka próbując nie wybuchnąć śmiechem. Podnosząc się skrzywiła się, czując ból... wszędzie, jednak zakwasy w nogach i na brzuchu prawie ścięły ją z miejsca gdzie stała. Oprócz tego, na zewnętrznej stronie prawego uda widoczny był już ogromnych rozmiarów siniec. Wyłączając tryb Sherlocka, podreptała w kierunku kuchni porywając butelkę wody mineralnej. Zbawczego napoju nie było dużo, więc nie fatygowała się szukaniem szklanki, tylko wypiła całość prosto z butelki. Rozkoszowała się chwilę uczuciem ulgi, jednak jej wzrok padł na skoczków drzemiących na kanapie. Wygląda na to, że Michi wygrał bitwę o kołdrę, gdyż leżał owinięty nią po samą brodę, podczas gdy odwrócony do niego tyłem Gregor miał jej tyle, by okryć ramię. Sytuacja wyglądała uroczo i komicznie, więc dziewczyna nie mogła tak tego zostawić. Znalazła swój telefon na podłodze i zrobiła kilka fotek radując się jak dziecko. Postanowiła zrobić jeszcze zbliżenie na twarz blondyna, gdyż śpiący Michi to naprawdę uroczy Michi. 
    Po skończonej sesji z niebywale współpracującymi modelami Ada zaczęła powoli odzyskiwać zdolność logicznego myślenia. Musiała wykorzystać fakt, że inni jeszcze śpią i ogarnąć się trochę, by nie przestraszyć ich swoim wyglądem. Potarła twarz odsyłając resztki snu i skierowała się do łazienki. Przypominała sobie, że położyła tam ibuprom, a umycie zębów i lekki prysznic byłoby cudownym odświeżeniem.
    Ze zdumieniem odkryła, że światło jest włączone a drzwi otwarte. Zaglądając do środka odkryła dlaczego. Andreas Kofler spał oparty o wannę, tuż obok toalety. Dziewczyna popatrzyła na niego z otwartą buzią. Włosy sterczały mu na wszystkie strony świata, poplamiona koszula była na wpół rozpięta i pozbawiona kilku guzików. Miał na sobie jeden but, drugiego nie było nigdzie w pobliżu. Zastanowiła się chwilę co począć dalej. Połknęła tabletkę przeciwbólową, umyła twarz i zęby oraz związała włosy w niedbałego koka. Wybudzanie towarzyszy postanowiła zacząć od gospodarzy, a raczej gospodyni, więc skierowała się do ich sypialni, ignorując Koflera.
   Zatrzymała się przed ich pokojem. Miała pewne obawy, co może zastać po drugiej stronie. Dodając sobie odwagi w myślach, delikatnie popchnęła drzwi i zaryzykowała spojrzenie na łóżko. 
   Para szczelnie otulona kołdrą spała wtulona w siebie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i podeszła cicho do przyjaciółki. 
- M, wstawaj... - Delikatnie poklepała ją po ramieniu. Ta wydała z siebie dosyć dziwne dźwięki powoli się wybudzając.
- Weź odejdź... - Ada wywróciła oczami. Takiej reakcji się spodziewała.
- Chcesz żeby Stefan po zobaczeniu cię w tym rozmazanym makijażu dostał zawału? - Marisę trzeba było podejść sposobem. Tym sposobem był w większości przypadków jej chłopak. 
- Nienawidzę cię... - Wybełkotała podnosząc głowę z poduszki.
- Też cię kocham, M - Ada ziewnęła i rozciągnęła się. Najchętniej sama wróciłaby do spania. Ale na trzeźwo nie pójdzie do łóżka z Fettnerem, a łazienka była zajęta. Obserwując próbującą zwlec się z łóżka Marisę westchnęła ze współczuciem. 
- Boże, niedobrze mi... - Blondyna złapała się za głowę krzywiąc się. Skierowała się do wyjścia z pokoju. Ada zorientowała się, że nie powiedziała jej o istotnym szczególe dotyczącym jej łazienki, kiedy usłyszała jej krzyk.
- No na litość Boską!

*

  Gdyby ktoś postronny wstąpił teraz do jadalni-salonu w mieszkaniu Stefana i Marisy, mógłby odnieść mylne wrażenie, że znalazł się na stypie. Zgromadzeni przy stole znajomi siedzieli w milczeniu, wszyscy bladzi, niewyspani i skacowani. Ci, którzy mogli coś przełknąć powoli pałaszowani śniadanie (jeśli godzinę 13 można było uznać za porę śniadaniową). Ada z przyjaciółką i Koflerem nie mogli nawet patrzeć na rozłożone na stole kanapki, ciastka czy płatki. Siedzieli bokiem do stołu popijając herbatę. 
- Też macie takie uczucie, jakby coś próbowało wam się wydostać spod czaszki? - Rzucił Andreas przerywając ciszę. Odpowiedziały mu spojrzenia typu "No kidding Sherlock". Wszyscy wzięli już środki przeciwbólowe, ale czas potrzebny lekom na przyniesienie ulgi był ciężki dla każdego.
- Ale powiem wam... - Manuel odezwał się odchylając się na swoim krześle. Założył ręce na kark rezygnując z bezcelowego grzebania w swoich płatkach. - Warto było... - Zamknął oczy oddychając głęboko.
- Wyrwałeś jakąś laskę? - Michi spojrzał na niego również rezygnując ze swojej kanapki. 
- Coś tam się nawinęło, ale nieważne. - Manuel wzruszył ramionami. - Nie zapomnę jednego... - Spojrzał na dziewczyny podnosząc brew. - Nasze tancerki dały niezły popis...
   Ada momentalnie zesztywniała. Poczuła jak rumieniec maluje jej policzki na iście bordową barwę, niczym jej ukochana szminka, którą nałożyła między innymi wczoraj. Pamiętała jak wygłupiały się z Marisą na stoliku, choć akurat tą część imprezy mogłaby zapomnieć.
- O tak! - Zawtórował mu Gregor, który zaśmiał się widząc zawstydzone miny przyjaciółek. - Wasi mężczyźni będą mieć z was niezłą uciechę...
- Stefan w nocy już miał! - Dodał Kofler i trójka skoczków wybuchła śmiechem wpędzając Marisę w jeszcze większe zawstydzenie. Stefan wyglądał, jakby miał ochotę coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. 
- Powinieneś być wdzięczny Stefanowi, Manuel. Dzięki niemu zaciągnąłeś Adę do łóżka. - Michi spojrzał na niego sugestywnie. Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie. 
- A tak... no ale wiecie... - Fettner przysunął się do zezłoszczonej dziewczyny. - Nie chcieliśmy was budzić... - Chłopak już miał objąć ją ramieniem, kiedy Ada nagle zdzieliła go w głowę zwiniętą gazetą. Zgromadzeni przy stole zaczęli się śmiać.
- No ale ty i Gregor też nie mieliście łatwej nocy... - Ada postanowiła się odgryźć. - Musieliście się nieźle poprzytulać, żeby wam obojgu wystarczyło kołdry w tę zimną noc... - Kofler, Stefan i Marisa wyglądali jakby zaraz mieli się popłakać. Za to ofiary jej żartu popatrzyły się najpierw na siebie, później na dziewczynę przymrużonymi oczami.
- Następnym razem wbij się między nas i posłuż za grzejniczek. - Gregor uśmiechnął się sugestywnie. Ada udała zainteresowanie jego propozycją.
- Dzięki, ale nie przepadam za trójkątami. - Odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Słyszałeś Michi? - Brunet szturchnął blondyna łokciem. - Odpadasz! - Blondyn tylko pokręcił głową. Miał rozczochrane włosy, które próbował choć trochę poskromić przeczesując je ręką. 
    Ada przypomniała sobie ich tańce wczorajszej nocy. Zarówno przy wolniejszych jak i żwawszych nutach świetnie się bawili. Hayboeck był świetnym tancerzem. Miał też mocniejszą od niej głowę - kiedy po którymś z kolei drinku czy kolejce potykała się o swoje nogi, wyprowadził ją na chwilę na zewnątrz. Było to dla niej zbawienie, gdyż ochłonęła chwilę i zachowała względną trzeźwość do końca imprezy. Przy okazji zauważyła, że blondyn pali papierosy. Ledwo powstrzymała się, żeby poczęstować się jednym, ale bała się, że całkowicie ją zetnie po zaciągnięciu się dymem. Pogadali więc chwilę i wrócili do towarzystwa.
    Ada zorientowała się, że wszyscy wstają od stołu, kiedy usłyszała szczęk talerzy. Szybko zaczęła sprzątać po sobie. W kuchni zastała już Marisę patrzącą ze zrezygnowaniem na górę brudnych naczyń. Tym razem była ich kolej na zmywanie, więc Ada podwinęła rękawy szlafroka i dołączyła do przyjaciółki.

*

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Tak właśnie było z urlopem chłopaków. Rano mieli się stawić w ośrodku szkoleniowym, by wznowić treningi, a pojutrze wyjechać do Oslo na kolejne konkursy Pucharu Świata. Dla Ady będzie to pierwszy konkurs oglądany na żywo, więc cieszyła się, że będzie miała zająć czymś niespokojny umysł. Niechętnie zadzwoniła wieczorem do rodziców i brata, dając znać, że wszystko jest w porządku. Wymusiła na Wiktorze obietnicę, żeby co jakiś czas sprzątał w ich mieszkaniu i przypadkiem nie puścił całego bloku z dymem przy próbie podgrzania wody na herbatę. Rzucił tylko, że Paulina wprowadzi się na kilka tygodni, więc wszystko powinno stać na swoim miejscu. Cały Wiktor, który nie potrafi sobie nawet pościelić łóżka. Rodzice nadal byli nadąsani, że przerwała naukę i zawiesiła kurs prawa jazdy. Ada miała nadzieję, że z czasem im przejdzie.
   Krótka rozmowa trochę sprowadziła ją na ziemię. Przypomniała jej, że problemy nie wyparowały, jedynie znalazła się kilkaset kilometrów dalej. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała do nich wrócić i stawić im czoło. Teraz mogła się tylko modlić, aby przez kilka tygodni odnalazła siebie z dala od ludzi, którzy bez przerwy wchodzili z butami do jej życia. 
   Odkąd Manuel, Gregor i Andreas opuścili mieszkanie pary, zrobiło się ciszej. Stefan z Michim grali w Fifę. Nawet Ada z Marisą dały się namówić na spróbowanie, ale stały się jedynie obiektem ich żartów. Michael mieszkał praktycznie na drugim końcu Austrii, więc miał zostać na noc i wyjechać jutro razem z przyjacielem do ośrodka.
   Położyli się spać dosyć wcześnie, gdyż nadal funkcjonowali na oparach kaca. Stefan z Marisą zabunkrowali się w sypialni zostawiając Michiego z Adą w salonie. Z pomocą blondyna rozłożyła sobie materac, a on sam znów zajął kanapę. 
- Nie boli cię przypadkiem prawa noga? - Zapytał, kiedy oboje ułożyli się na swoich miejscach. Ada zamrugała przypominając sobie wielkiego sińca zdobiącego jej pół uda.
- Masz coś do powiedzenia na temat genezy mojego siniaka? - Zapytała niepewnie, bojąc się, co też może usłyszeć. Chłopak zaśmiał się.
- Tańczyłyście na stoliku, kiedy nogi wam się poplątały i leciałyście jak długie na ziemię. - Ada cieszyła się, że w ciemności nie mógł zobaczyć jej czerwonej twarzy. - W ostatniej chwili złapaliśmy was ze Stefanem, ale zdążyłaś uderzyć nogą o krawędź stołu. Nieciekawie to wyglądało...
- Byłam mocno znieczulona... - Oboje roześmiali się. - Właśnie zastanawiałam się, jakim cudem zeszłam z tego stolika i znalazłam się na zewnątrz... - Dziewczyna zmarszczyła czoło myśląc, czy warto wypytywać o dziury w pamięci.
- Cóż, bardzo chciałaś wracać na parkiet, ale pomyślałem, że przyda się nam mała przerwa. - Ada zakryła twarz dłońmi, mogła sobie wyobrazić jak pijana wyrywa się za wszelką cenę do tańczących, chociaż ledwo łapała pion. 
- Dziękuję i przepraszam. Wczoraj... to nie był mój dzień... - Wyjąkała, chcąc zapaść się przez materac pod ziemię.
- Nie ma sprawy, od czego są znajomi? - Odwrócił się twarzą do niej. Materac i kanapa były na tym samym poziomie, więc mimo ciemności zdołała dostrzec jego uśmiech. 
- Zdziwiłbyś się... - Zaśmiała się smutno wlepiając wzrok w sufit.
- Aż się boję zapytać co się stało, że masz takie uprzedzenia... - Nie widziała jego wyrazu twarzy, ale w jego głosie można było wyczuć zdenerwowanie. 
- Uwierz mi, nie chcesz tego słuchać. - Ada pokręciła głową. 
- Uwierz mi, wolę zająć się rozmową z tobą, niż słuchać dźwięków z sypialni Stefana. - Faktycznie, co jakiś czas dochodziły do nich jednoznaczne odgłosy.
- W skrócie... - Ada wzięła głęboki oddech - Od pół roku moi znajomi z grupy co jakiś czas robili mi różne świństwa. Miałam dość, kiedy doszły do mnie plotki, że moja rodzina dobiła umierającą babcię, żeby dobrać się do jej majątku. - Dziewczynie ostatnie zdanie ledwo przeszło przez gardło. - Najlepsze jest to, że nikt z nas nie wiedział, że ma jakikolwiek majątek. Nawet nie wiem kto rozpowiedział, że dostałam w spadku niezłą sumkę. Niektórzy udawali najwierniejszych przyjaciół myśląc, że dam się im wykorzystać. Uwierz mi, szybko odchodzili, kiedy zorientowali się, że nie nabieram się na ich gierki. - Kątem oka dostrzegła uśmiech blondyna. - Trzymałam się cały czas z Kingą i Dawidem, znałam ich kilka lat. Wydawało mi się, że mogę na nich polegać. Najlepsza przyjaciółka i... - Ada zastanawiała się, jak nazwać ostatnie tygodnie znajomości z brunetem. - Chłopak? No więc kilka dni temu przyłapałam ich razem w łóżku, w dodatku rozmawiali o tym, że pewnie im postawię wycieczkę do Zakopanego po sesji. - Ada wybuchła nerwowym śmiechem. Z jednej strony cieszyła się, że mogła na głos opowiedzieć o jej burdelu, z drugiej strony nie chciała słyszeć oceniania ze strony obcego człowieka.
- Nieźle. - Skwitował ze zmarszczonym czołem. - Dupek nie zasługuje na miano mężczyzny. - Rzucił zdenerwowany. 
- Napuściłam na niego braciszka, który lubi odwiedzać siłownię. Nie mogłam się powstrzymać... Mam wrażenie, że powiedział mu to samo, tylko pięścią. - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, kiedy przypomniała sobie usatysfakcjonowaną twarz Wiktora po spotkaniu z Dawidem. Byli dobrymi znajomymi... do czasu.
- No i dobrze. A co do twoich "znajomych", to wiesz... najlepiej olać. - Skwitował, okrywając się szczelnie kołdrą. Dziewczyna pomyślała, że to już jest charakterystyczny gest blondyna. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiem, ale to nie jest takie proste. - Westchnęła.
- Gdyby życie było proste, byłoby niezwykle nudno. - Skwitował. 
- Masz rację, Coelho. - Dziewczyna roześmiała się widząc jego minę. - Wygląda na to, że nasze skowronki już zamilkły, więc dziękuję za rozmowę i życzę dobrej nocy. - Ada nie ukryła ziewnięcia. Była bardzo zmęczona, wiedziała, że blondyn również potrzebuje snu.
- Dobranoc, banitko. - Powiedział z uśmiechem i zamknął oczy.
   Tej nocy również Ada zasnęła zrelaksowana.

*

    Czarnowska wiedziała, że Marisa przeżywa każde rozstanie z chłopakiem. Często pisała jej na Facebooku albo dzwoniła na Skype żaląc się przyjaciółce. Tym razem miało być inaczej. Nie tylko dlatego, że Ada mogła wspierać przyjaciółkę na miejscu, ale również rozstanie pary nie będzie trwało długo - miały już zarezerwowany lot do Norwegii i pokój w hotelu. Dziewczyna miała nadzieję, że jej przyjaciółka mężnie zniesie rozstanie.
- No ile można czekać? - Zniecierpliwiony Michi przewrócił oczami. Razem z Adą czekali na parę przed drzwiami wyjściowymi.
- Oj daj spokój, są młodzi i zakochani. - Ada przypomniała opierając się o ścianę naprzeciwko blondyna.
- Przecież pojutrze się będą widzieć. - Kontynuował niezadowolony. - Kuttin będzie zły jak się spóźnimy, a nie chcę dostać mandatu za prędkość. - Ada wzruszyła ramionami. Od Marisy dowiedziała się, że blondyn jest nie tylko dobrym kierowcą, ale ma także licencję pilota. Słysząc to, załamała się, gdyż poczuła się żałosnym beztalenciem, który nic w życiu nie osiągnął. Gorączkowo próbowała szukać wad u Hayboecka... chyba nie umie śpiewać. Kiedy gra w Fifę zapomina o Bożym świecie. Zastanawiała się, czy palenie papierosów można byłoby dodać do wad, kiedy zauważyła jak obiekt jej rozmyślań macha jej ręką przed oczami.
- Ziemia do Ady! Lądujemy... - Blondyn patrzył na nią z konsternacją.
- Przepraszam, zamyśliłam się... - Dziewczyna miała nadzieję, że nie spaliła buraka. Przecież nie wiedział, że zawiesiła się myśląc o nim.
- Zdążyłem zauważyć. - Podniósł brew. - Lepiej stój twardo na ziemi, kiedy masz głowę w chmurach. 
- Zapamiętam panie Coelho. - Pokazała mu język. Ten się tylko roześmiał. Po chwili ciszy znów się odezwał.
- Wieczorem nie powiedziałaś mi wszystkiego, co? - Ada odwróciła wzrok. 
- Są rzeczy, które wolałabym zachować dla siebie. Nie muszę gadać o wszystkim, szczególnie z obcymi ludźmi. - Ada zorientowała się, że mogła zabrzmieć zbyt ostro. - Bez obrazy oczywiście, po prostu dość się nasłuchałeś. Nie chcę, żebyś na wstępie pomyślał o mnie, że jestem jakąś beznadziejną ofiarą losu. - Dziewczyna nie ryzykowała spojrzenia na chłopaka.
- Uwierz mi, ani razu tak nie pomyślałem. Szczególnie kiedy wywijałaś na stoliku z Marisą, jakby jutra miało nie być. - Ada schowała twarz w dłoniach czując gorąco na policzkach. Usłyszała jeszcze śmiech chłopaka, kiedy kątem oka zobaczyła zbliżającego się Stefana z Marisą.
- Możemy jechać. - Ogłosił brunet i zaczął się ubierać. 
- Myślałem, że będę musiał cię siłą wyciągać. - Blondyn, który sam miał już na sobie kurtkę, nie krył swojego zniecierpliwienia. 
- Michi, kochany... nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. - Odezwała się Marisa nie patrząc na Hayboecka. Ada powstrzymała się od prychnięcia. Jej przyjaciółka miała rozczochrane włosy, zaczerwienione, napuchnięte usta i rozmarzony wyraz twarzy.
- Kochana, jeśli zależałoby ci, żeby tyłek Krafta wyszedł bez szwanku ze spotkania z Kuttinem, powinnaś go wypuścić dawno temu. - Blondyn rzucił podając kurtkę Stefanowi.
- Kiedy ja potrzebowałam jego tyłka do samolubnych celów... - Marisa westchnęła. - Jak dorośniesz, to zrozumiesz... - Nie to, że Michi był najstarszy z nich wszystkich (Ada dowiedziała się, że niedługo chłopak skończy 25 lat). 
- Dobrze, mamo. - Odparł sarkastycznie podchodząc do dziewczyny. Przytulił ją do siebie mocno. W tym samym czasie ubrany Stefan uścisnął Adę.
- Miej oko na Marisę. - Szepnął jej do ucha. Ada pokiwała głową wypuszczając bruneta. Nie musiał nawet o to prosić. Nim zdołała cokolwiek powiedzieć poczuła wokół siebie ramiona blondyna. Oddała uścisk znów czując przyjemny zapach wody toaletowej.
- Uważaj na siebie. - Usłyszała. 
- Ty również, do zobaczenia w Norwegii. - Dodała z uśmiechem widząc, jak skoczkowie opuszczają mieszkanie.

~~~

    Na wstępie, chciałam przeprosić za takie "pieprzenie o Szopenie" w tym rozdziale. Po prostu nie chciałam, by akcja się działa za szybko, chociaż po napisaniu tego czegoś zorientowałam się, że zaczynam przynudzać... ale dorwałam stary, zakurzony komputer, chciałam to szybko oddać i nie mam jak zmieniać czegokolwiek. Publikuję, najwyżej dostanę od Was opierdziel :D
    Dziękuję za odzew pod poprzednimi postami :) Jest mi niezwykle miło czytać Wasze opinie :)
    Pewnej nocy, po usłyszeniu (dobra, słuchałam jej kilka godzin) piosenki "Words" Skylar Grey poczułam nagłe natchnienie do kolejnego opowiadania i szybko naskrobałam prolog. Zapraszam więc na nowe opowiadanie, całkiem inne klimaty niż tutaj. Musiałam choćby spróbować i bardzo zależy mi na Waszej opinii, w roli głównej Kenneth Gangnes - "Wezwij moje imię i ocal przed ciemnością."
    Jak zwykle, proszę o opinie i życzę miłego czytania :*



 




5 komentarzy:

  1. Witaj! ;*
    I dobrze, że opublikowałaś, bo rozdział jest naprawdę porządny. :) Na dodatek taki długi! Podziwiam Cię, wiesz? ;))
    Otóż to! Od czego ma się znajomych! ;D Tytuł posta wiele pozwala podsumować, a na pewno pasuje do tego rozdziału. :)
    Mam nadzieję, że nic się złego nie stanie i de facto spotkają się w Norwegii. Nie wiem czemu, ale taka była moja pierwsza myśl: 'a co jak coś pójdzie nie tak?' ;o Może jestem przewrażliwiona xd ;D
    Cóż, poczekamy, zobaczymy. :)
    Pozdrawiam. ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaa...ŚWIETNE TO JEST!!! Ja nie wiem co Ty od tego rozdziału chcesz, żadne "pieprzenie o Szopenie", o nie!
    Już nie mogę doczekać się Norwegii, moja intuicja podpowiada mi, że pomiędzy naszą dwójką zacznie się dziać coś więcej..oczywiście mogę się mylić, ale mam nadzieje, że tak nie jest XD
    No nic! Teraz pozostaje tylko czekać na następny rozdział...Życzę duuużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :D
    Jakie pieprzenie o Szopenie?! Rozdział dokładnie taki, jaki powinien być! W punkt! Niech się akcja rozwija jak należy :D
    Dziewczyny ostro zaszalały, ale nie wspominam nawet o panach dojrzałych i zarabiających. Pijani, porozwalani po mieszkaniu :P Widok Koflera obok wanny, rozczochranego i z jednym butem, już na wieki wieków zostanie w mej pamięci :D
    Stefan i Marisa i te ich pożegnania :P Napaleni, nienasyceni, zachłanni. No jak dzieci :D Dobrze, że rozłąka trwa dzień :D
    Czekam niecierpliwie na następny :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju jak uroczo! Tego właśnie było mi trzeba, dziękuję :D wybacz mi beznadziejny komentarz, ale padam na twarz, a nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem.
    Ogólnie rozdział świetny i fajnie, że nic na siłę nie przyspieszasz i nie udziwniasz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu jestem! Przepraszam za opóźnienie, ale cały weekend nie było mnie praktycznie w domu...
    Wiesz ty co, przecież rozdział jest świetny, naprawdę. Ja nie wiem, co ci w nim nie pasuje :)
    No proszę, dziewczyny nam się lekko rozszalały ^^ Tytuł jest chyba najlepszą puentą.
    Kurczę, aż jestem ciekawa, co tam się wydarzy w Norwegii, jak już się spotkają.
    Czekam i zapraszam do siebie!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń