poniedziałek, 28 marca 2016

3. "Za Adriannę, zdeterminowaną banitkę!"



     Klub "Malibu" witał swoich vipowskich gości rumem o takiej samej nazwie. Wnętrze było urządzone bez zbędnego przepychu. Wiadomo było, że nie jest to żadna speluna dla nastolatków, ale miejsce na poziomie.

    Ada wraz z czwórką towarzyszy została usadzona w największej loży znajdującej się niedaleko parkietu, ale daleko od innych stołów. Powitała ich amerykańska muzyka, z czego była niezmiernie ucieszona, gdyż nie znała w ogóle austriackich piosenek. Kiedy Stefan ogłosił, że Gregor i Morgi przyjdą dopiero za godzinę, a reszcie zajmie to jeszcze więcej czasu dał znak, podnosząc swój drink, aby zacząć miło wieczór. Jednak powstrzymał go Manu.
- Czekaj! Trzeba zrobić zdjęcie na facebook'a, skoro wszyscy jeszcze wyglądamy reprezentacyjnie. - Gestem ręki kazał wszystkim ścisnąć się w ciasnej loży. Ada przytuliła się do Marisy, która również ją objęła. Dodatkowo utknęły między Michim a Kraftem, którzy doskonale wiedzieli jak wspólnie pozować na zdjęciu. Manuel praktycznie położył się na Hayboecku i Czarnowskiej próbując złapać jak najlepsze ujęcie. Podobną sesję urządzili sobie przed wyjściem z domu. Dzięki temu Ada poprawiła sobie humor, gdyż świetnie się przy tym ubawili.
- Ok, zrobione. A teraz... - Fettner schował smartphona i podniósł swój kieliszek. - Proponuję wznieść toast za naszą małą, ale piękną grupkę. - Wszyscy wstali, z shotami w ręku. - Za Marisę i Kraftiego, abyśmy się niedługo spotkali na ich ślubie...- Mrugnął do wyraźnie speszonej pary. Ada uśmiechnęła się na ten widok. - Oczywiście za udaną drugą część sezonu, ale co może pójść źle, skoro będą nam kibicować takie piękne panie? - Towarzystwo wybuchło śmiechem. Ada zastanawiała się, czy Manuel czegoś procentowego nie skonsumował przed wyjściem. - No i oczywiście za Adriannę, zdeterminowaną banitkę. Mam nadzieję, że znajdziesz czego szukasz! - Cała czwórka skupiła na chwilę uwagę na blondynce, która wzniosła z uśmiechem drink.
- Dziękuję, po części mam wrażenie, że już znalazłam.
   Bez zbędnych słów wszyscy z okrzykiem "Zdrowie!" wypili swoje shoty.
- Weszło! - Stefan pierwszy doszedł do siebie. Jednak nie minęło kilka sekund kiedy do stolika przyszła kelnerka z butelką czystej wódki i pięcioma kieliszkami. Żołądek Ady krzyczał w proteście na sam widok, ale wstrzymała się z okazywaniem odrazy do czystej. Na szczęście Marisa zamówiła również sok i Ada z olbrzymim uśmiechem mogła podziękować kelnerce za postawienie przed nimi nieokreślonego zielonego napoju i dwóch szklanek. Oczywiście chłopaki stwierdzili, że przepijanie jest dla bab i mięczaków... a oni mięczakami w przecież nie byli.
- Michi czyń honory, w końcu niedługo masz urodziny, a nie wiadomo, czy będzie czas świętować. - Ada zanotowała sobie uwagę Manuela w pamięci. Nie wiedziała nawet ile lat kończy blondyn, ale na pewno wujek google jej odpowie.
- 5 marca wypada chyba na jakiś konkurs w Polsce. - Michi zauważył podczas rozlewania kolejki.
- Może tam jakąś pannę znajdziesz... - Manuel wtrącił, mrugając do Stefana za plecami Hayboecka.
- Manu, czy ty coś brałeś dzisiaj? - Michi usiadł na swoim miejscu posyłając pytające spojrzenie w kierunku Fettnera.
- Ja tylko troszczę się o ciebie, a ty mnie już posądzasz o Bóg wie co... - Manu zrobił minę zbitego szczeniaczka.
- Co ja bym zrobił bez ciebie, Fettner? - Blondyn tylko wzniósł oczy do góry.
- Przepadłbyś marnie. - Manuel już podniósł swój kieliszek. - Za Michiego i jego przyszłą, niczego nie świadomą dziewczynę. Niech się cieszy ostatnimi chwilami wolności.
   Grupa wybuchła śmiechem, ale wszyscy wypili swoje kolejki. Ada pierwszy raz przęłknęła czterdziestoprocentowy alkohol z taką łatwością.
    DJ właśnie puścił piosenkę "My love", więc Marisa praktycznie siłą zaciągnęła Stefana na parkiet. Ada zostając w loży sama z dwoma skoczkami poczuła przypływ adrenaliny.
- Niech zgadnę, pani za mało wypiła, żeby dać się zaciągnąć na parkiet. - Manuel spojrzał na dziewczynę z wszechwiedzącym uśmiechem.
- Z ust mi to wyjąłeś, ale wiesz... jestem Polką! - Ada wzruszyła ramionami.
- To ja idę sprawdzić co jest godnego poświęcenia uwagi w okolicy...
- Czytaj: "obczaję wolne laski" - dokończył Michi.
- Po prostu rozprostuję trochę kości, a ty dopilnuj, by nasza nowa koleżanka była w nastroju do tańca kiedy wrócę... - Fettner podjął próbę tłumaczenia się kiedy podnosił się z miejsca.
- Czytaj: "jeśli wrócę". - komentarz Michiego pozostał nieusłyszany przez Manuela. Ada uśmiechnęła się do blondyna. W przyciemnionych światłach klubu jego spojrzenie badało dziewczynę, ale nie próbowała nawet uciec od pułapki jego oczu.
- Więc, dlaczego zostałaś banitką? - Chłopak przybliżył się do Ady, by nie musiał przekrzykiwać dudniącej muzyki.
- Znajomi mi dali popalić... - Dziewczyna odgoniła od siebie nieprzyjemne wspomnienia. Nie chciała się wgłębiać w szczegóły. - Wiesz, czasem ludzie są dupy.
- Trzeba się takich pozbywać z życia na bieżąco. - Michael gestem poprosił kelnerkę do stolika. - Nie będziemy rozmawiać przy wódce. Co powiesz na jakiegoś drinka?
- Ok, najwyżej jutro nie wstanę z łóżka. - Ada aktualnie miała w nosie konsekwencje mieszania alkoholi. Potrzebowała oderwać się od otaczającej rzeczywistości, nieważne jaką cenę będzie płacić jutro.
- Co podać? - Kelnerka o niebywale grubej warstwie makijażu zatrzepotała rzęsami meldując się przy stoliku.
- Jakiś dobry drink, który pani poleci. - Ada nie pofatygowała się, żeby otworzyć kartę.
- Ballantine'sa ze spritem. - Dodał blondyn i kelnerka odeszła, by przekazać zamówienie.
   Chwila krępującej ciszy wypełniła niewielką przestrzeń pomiędzy nimi. Ada zabłądziła spojrzeniem na punkt, gdzie stykało się jej lewe udo z prawą nogą chłopaka. Przez cienkie rajstopy mogła poczuć ciepło ciała chłopaka.
- Mogę Cię o coś zapytać? - Ze zmierzającego w dziwnym kierunku toku myślenia wyrwał ją jego głos. 
- Jasne. - Przywołała się do porządku nawiązując kontakt wzrokowy.
- Dlaczego jesteś taka smutna? 
    Ada tylko patrzyła się na chłopaka nie będąc w stanie mrugnąć, czy logicznie odpowiedzieć. Michi nie wyglądał, jakby w jakiś sposób żartował. Po prostu patrzył na dziewczynę, oczekując odpowiedzi.
- Słucham? - Pomimo szczerych chęci dziewczyna nie zdobyła się na logiczną odpowiedź.
- Po prostu... - Michi na kilka sekund oderwał od dziewczyny wzrok próbując skupić się na dobrym doborze słów. - Może nie znam cię dobrze, ale mam wrażenie, że głową nie jesteś razem z nami. - Ada poprawiła się na swoim miejscu próbując nawiązać zerwaną współpracę z ośrodkiem w mózgu odpowiadającym za zdolność mówienia. Jednak blondyn kontynuował i tym razem znów skupił na sobie jej spojrzenie. - Nawet kiedy się uśmiechasz, to twoje oczy pozostają smutne. Kiedy ktoś coś mówi, czasem wyłączasz się i myślami jesteś Bóg wie gdzie. - Zaśmiał się trochę rozluźniając atmosferę. - Nie wiem co się dzieje w twojej głowie, ale skoro ja to zauważyłem, to Marisa również nie będzie mieć z tym problemu. 
    Ada rzuciła okiem na parkiet, gdzie jej przyjaciółka bawiła się z Kraftem. Widać było, że czerpie ogromną radość z tańca.
- Ja... - dziewczyna próbowała pozbierać myśli. Z opresji wybawiła ją kelnerka, która postawiła przed nimi ich zamówienia. Szybko porwała ze stolika tęczowy napój i pociągnęła kilka łyków, nie zawracając sobie głowy piciem przez jedną z kilku zostawionych w szklance słomek.
- To się miesza, wiesz... - Michi nie krył rozbawienia, obserwując Adę.
- To się nazywa pośpiech. - Czarnowska odstawiła drinka na stolik i powoli zamieszała zawartość. Hayboeck podniósł ręce do góry w geście poddania. - Masz rację... - Zaczęła ostrożnie, wracając do tematu. - Mogę sprawiać wrażenie nieobecnej, albo jak to ująłeś... smutnej. Potrzebuję trochę czasu, żeby poukładać sobie niektóre rzeczy w głowie. - Michi pokiwał ze zrozumieniem głową upijając łyk swojego złocistego drinka. 
- Zrób mi małą przysługę, i nie pozwól innym wpieprzać się w twoje decyzje. No i nie marnuj wakacji na przejmowanie się ludźmi, którzy na to nie zasługują... mówię z doświadczenia - Blondyn zbliżył się do Ady, gdyż na dźwięk pierwszych nut "Supergirl" wiele dziewczyn zaczęło piszczeć, co znacząco utrudniło konwersację. Ada już miała odpowiedzieć, kiedy zobaczyła zbliżającą się do nich Marisę ze Stefanem.
- Ada! Chodź ze mną zatańczyć! - Dziewczyna wiedziała, że nie ma innego wyjścia jak wyjść na parkiet z przyjaciółką. Upiła trochę drinka i wstała z miejsca. Wchodząc na parkiet odwróciła się i uśmiechnęła się do Michiego. Nie sztucznym, czy wymuszonym grymasem, ale jej prawdziwym, sięgającym oczu uśmiechem.


*


- No więc... Morgi to ciachoooo... - Ada z Marisą zajęły miejsca przy barze odpoczywając od męskiego towarzystwa zgromadzonego w loży. W ciągu półtorej godziny przybyli wszyscy wyczekiwani znajomi Krafta. Rozpoznała Koflera, Schlierenzauera i Morgensterna. Przyszli również bliźniacy - koledzy Michiego i Stefana z dzieciństwa. Ale Ada za cholerę nie mogła rozpoznać który z nich to Martin a który Albert. Za to uśmiech Morgiego skradł jej serce. Zanotowała sobie w telefonie, żeby kupić jego książkę. Była na 100% pewna, że sama z siebie nie będzie o tym jutro pamiętać. 
- Oj tak! - Marisa bawiła się pustym kieliszkiem. Zaśmiała się, ale w sekundzie spoważniała. - Ale oczywiście nie dorównuje Stefanowi. - Powiedziała mrugając do przyjaciółki. Ta zachichotała konspiracyjnie. Ada była już nieźle wstawiona, ale daleko było jej do limitu. Pomachała do barmana, który od kilku minut podawał im jagodowe shoty. 
- Jeszcze raz to samo! - Krzyknęła, odstawiając na bok dwa puste kieliszki. 
- Jak coś, to będziesz mnie zbierać dzisiaj z podłogi. Bo coś czuję, że Stefan i tak pierwszy odpadnie. - Ada podążyła za jej spojrzeniem. W loży zabawa trwała w najlepsze, a Stefan właśnie opowiadał coś, gwałtownie gestykulując, czym wywoływał salwy śmiechu. 
- Cóż, ma w końcu urlop. - Dziewczyny podziękowały barmanowi za kolejne shoty. - Swoją drogą, gdzie są wszystkie kobiety? - Ada nie kryła oburzenia.
- Gregor i Sandra to platoniczny związek, rzadko gdzieś wychodzą razem. - Marisa westchnęła. - Andreas miał jakąś dziewczynę, ale mieszka w Wiedniu czy gdzieś tam. Fettnera znasz. - Blondynka zrobiła wymowną minę. Ada zrozumiała o co chodzi. - Morgi ma dziecko z Cristiną, ale się rozstali. Ostatnio kręcił z jakąś fizjoterapeutką ale nie pokazywali się razem. - Ada pokiwała głową, coś słyszała o tym w mediach. - No a nasz Michi... nie ma czasu na dziewczynę, przynajmniej tak mówi. - Marisa spojrzała na blondyna smutnym wzrokiem. - Nie wyszło mu z Claudią, ale rozstali się za porozumieniem stron. Dziewczyna była w porządku, polubiłabyś ją... Ale życie z tymi facetami nie jest dla każdego. - Ada położyła pokrzepiająco rękę na ramieniu przyjaciółki. Szukała sposobu na rozluźnienie atmosfery.
- No więc, proponuje wypić to jagodowe cudo za nas. Żebyśmy zawsze podtrzymywały honor kobiet. - Ada podniosła swój kieliszek. Po chwili z uśmiechem dołączyła do niej Marisa. Równocześnie stuknęły się i wypiły kolejki. Kiedy usłyszały pierwsze dźwięki "Wake me up" w wersji Avicii spojrzały się na siebie, bez słowa wstały i podekscytowane pobiegły na parkiet... w końcu to była ich piosenka.
    Na wyjście Ada ubrała czarną sukienkę a'la skórzaną na grubych ramiączkach. Obcisła góra odsłaniała część dekoltu i rozszerzała się tuż nad biodrami w rozkloszowaną spódnicę kończącą się przed kolanem. Całości dopełniły czarne sandały na wysokim, grubym obcasie. Marisa włożyła obcisłą, niebieską sukienkę do połowy uda, w której wyglądała obłędnie.
    Ada poddała się muzyce tańcząc i śpiewając z przyjaciółką. Już w drugiej zwrotce zauważyły, że dołączyła do nich część ich męskiego towarzystwa. Tak więc znalazły się z Marisą tańczące blisko siebie w środku ich grupki.

Wish that I could stay forever this young

Not afraid to close my eyes
Life's a game made for everyone
And love is the prize

     Właśnie w tym momencie, otoczona przez nowo-poznanych, ale jednak przyjaźnie nastawionych ludzi, tańcząc z najlepszą przyjaciółką poczuła się szczęśliwa. Może mały wpływ na to miał wypity wcześniej alkohol, jednak myślała przejrzyście i nadal z tyłu głowy miała świadomość chaosu jaki powstał w jej życiu kilka miesięcy temu, więc nie można było powiedzieć, że była pijana. Czuła również pulsujący ból w stopach, więc przy końcu piosenki szepnęła na ucho Marisie, że idzie zdjąć buty i oddaliła się w kierunku opustoszałej loży. Z wielkim westchnieniem ulgi zrzuciła sandałki i położyła pod stolikiem. Już miała się odwrócić, kiedy poczuła na plecach czyjąś dłoń. 

- Może pójdziemy się zabawić w bardziej ustronnym miejscu? - Usłyszała. Poczuła również nieprzyjemny zapach z ust nieznajomego. Odsunęła się od mężczyzny, jednak ten nie dawał za wygraną.
- Poszukaj sobie innej laski, chętnej. - Ada zwiększyła dystans między nimi ale facet tylko się zaśmiał próbując przyciągnąć ją do siebie. Jednak tuż przed tym jak miała umieścić swoje kolano z siłą i precyzją na jego klejnotach, mężczyzna został gwałtownie odciągnięty do tyłu przez Stefana i Michiego.
- Jeszcze raz dotkniesz którąkolwiek z naszych dziewczyn, a będą cię zbierać połamanego z pobliskiego rynsztoku. Zrozumiano? - Stefan stanowczo groził nieznajomemu, który tylko się zaśmiał. Może Kraft był i głowę niższy, ale kiedy za jego plecami stanęli Kofler i bliźniacy mina nieznajomemu zrzedła i podnosząc ręce do góry oddalił się szybkim, nieco koślawym krokiem do baru. Ada poprawiła sukienkę, umiejscawiając ramiączko tam, gdzie powinno być.
- Dzięki chłopaki, uratowaliście jego małego przed spotkaniem z moim kolanem. - Blondyna roześmiała się nerwowo. Ukłonili się niczym lokaje wyświadczający przysługę i wrócili na parkiet. Jedynie Michi podszedł do niej z tajemniczym uśmiechem. 
- Zatańczymy? - Zapytał pewny siebie. Ada usłyszała hipnotyzującą wręcz piosenkę "Firestone" i bez słowa ujęła ciepłą dłoń chłopaka pozwalając się zaciągnąć na parkiet. Boso poczuła się o wiele swobodniej wśród tańczących, chociaż ze swoim 167 wzrostu już nie patrzyła na wszystkich z góry jak wcześniej, w 12 cm obcasach. 
    Michi prowadził ją w mniej zatłoczoną część klubu. Ada spostrzegła kątem oka Manuela, wokół którego zmysłowo owijała się jakaś czarnowłosa piękność. Chłopak dostrzegł ją kątem oka i pokazał jej kciuka w górę mrugając jednocześnie. Dziewczyna jednak nie odpowiedziała w żaden sposób. Michael właśnie się zatrzymał i odwrócił się do niej przodem. Ada bez zastanowienia zarzuciła mu ręce na ramiona. Równocześnie poczuła dreszcz wzdłuż kręgosłupa kiedy jego ręce spoczęły na jej plecach. Przypomniała sobie wszystkie zabawy szkolne i późniejsze imprezy. Kiedy musiała nie daj Boże zatańczyć z chłopakiem jakiegoś wolnego. Niezręczne uciekanie wzrokiem we wszystkie strony świata, kręcenie się jednostajnie w kółko i czasem podeptane stopy - zero przyjemności. Jednak teraz, patrząc w oczy Michiego nie czuła się skrępowana. Blondyn kołysał się z nią delikatnie po parkiecie imponując jej swoimi umiejętnościami. W pewnym momencie musiał przysunąć ją jeszcze bliżej siebie, by uniknąć kolizji z ledwie trzymającą się na nogach parą za plecami dziewczyny. Będąc boso, jej głowa spoczęła gdzieś na jego ramieniu. Ada zaciągnęła się przyjemnymi perfumami chłopaka poddając się jego dobremu prowadzeniu.  

I'm from X

You're from Y
Perfect strangers in the night
Here we are, come together
To the world we'll testify 


Może właśnie z Michim byli takimi perfekcyjnie dobranymi nieznajomymi? Do Ady dotarły niespokojne myśli. Jak będą zachowywać się jutro? Dziewczyna miała nadzieję, że będą mieli szansę lepiej się poznać, gdyż czuła się dobrze w jego towarzystwie. Nie wspominając już o tym, jak bezbłędnie rozczytał ją podczas ich naprawdę krótkiej znajomości. Postanowiła jednak odgonić od siebie niepotrzebne rozmyślania. Nie chciała myśleć o przyszłości, która nie napawała jej optymizmem, kiedy mogła czerpać tyle przyjemności z prostego tańca.

*


- Wtedy przyszedł czerwony ze złości Stefan w samym ręczniku i zaczął gonić nas przez 3 piętra korytarzy w hotelu... - Fettner wywołał którąś z kolei salwę śmiechu. Ada była pewna, że łzy rozmazały jej makijaż, który spływa po policzkach tworząc czarne smugi. Nie mogła jednak przestać zwijać się spazmatycznie w kolejnych napadach głupawki.

- Ledwo wyrabiałem na zakrętach, idioci. Wystarczyłoby jedno zdjęcie i byłbym spalony w mediach. - Stefan siedział z założonymi rękami zabijając wzrokiem Manuela, Gregora i Michiego, którzy na samo wspomnienie sytuacji chichotali wrednie nie przejmując się obrażonym kolegą.
- Na szczęście ja zrobiłem kilka fotek! - Gregor powiedział z diabelskim uśmieszkiem. - Pamiętaj o tym kładąc się do snu. - Dodał, zacierając ręce. 
- Oj kochany... - Marisa pogroziła mu palcem. - Jeśli zdjęcia półnagiego Stefana wyciekną gdziekolwiek i będą narażone na widok jakichś dziewczyn... - Przybliżyła się do niego z groźnymi iskierkami w oczach. - Będziesz mieć ze mną do czynienia, pamiętaj o tym, Schlierenzauer. - Z ust większości zgromadzonych w boksie dało się usłyszeć głośne "uuuu". Gregor zrobił minę niewiniątka i cofnął się praktycznie zlewając się z oparciem skórzanej sofy. 
- Kobiety... jesteście takie zaborcze... - Kofler szepnął ze swojego miejsca. Wszyscy mężczyźni pokiwali zgodnie głowami, poza Stefanem, po którym coraz bardziej widać było wpływ alkoholu i Gregorem, który patrzył na Marisę ze strachem w oczach. Ada spojrzała na przyjaciółkę z poirytowaniem. Ta wstała z miejsca i zaczęła torować sobie drogę do wyjścia z loży.
- Przepraszam na chwilkę, zaraz wracam. - Wszyscy popatrzyli na nią z konsternacją. Kiedy udała się w kierunku DJ'a w jednej chwili Ada poczuła na sobie wzrok chłopaków.
- Wiesz co ona kombinuje? - Na swoim siedzeniu poprawił się Gregor, wyraźnie zaniepokojony.
- Mamy się bać? Chyba palnąłem coś głupiego... - Kofler podrapał się po głowie. Wszyscy byli już nieźle zawiani, więc powoli odbierali otaczającą rzeczywistość. Ada tylko upiła kilka łyków drinka nie odzywając się. Sama była ciekawa na co wpadła Marisa. 
   Kilka chwil później, po rozmowie z blondynką DJ wziął do ręki mikrofon.
- Uwaga, mam do przekazania pozdrowienia dla wszystkich kobiet. Łapcie ten kawałek! Pamiętajcie kochamy was wszystkie! - Ada usłyszała "Confident" i zobaczyła wracającą Marisę z nieodgadnioną miną i błyskiem w oku. Kiedy dotarła do ich stolika zdjęła szpilki i rzuciła je do Stefana, który patrzył się na nią z rozdziawioną buzią. Podobnie jak reszta towarzystwa. Blondynka jednak nie robiąc sobie nic z pytających spojrzeń weszła najpierw na sofę, później na stolik i wyciągnęła rękę do Ady. Ta z zadziornym uśmiechem upiła trochę swojego Mojito i oddała szklankę do Michiego.
- Trzymaj mi drinka. - Nie patrząc na blondyna ujęła dłoń Marisy i weszła na stolik. Kątem oka zauważyła, jak Andreas z Morgim sprzątają w panice wódkę i szklanki. Jednak później zaczęła z przyjaciółką śpiewać i tańczyć równocześnie przestając przejmować się resztą świata...

***


Jest 3 rozdział, według mnie trochę krótki, ale nie chciałam na siłę czegoś dopychać.
Dziękuję bardzo za miłe komentarze pod poprzednimi postami. Nawet nie wiecie jak motywują i ile dają mi radości :3
Oczywiście proszę o więcej, bo zawsze mi mało :D Zapraszam też do wypełnienia krótkiej ankiety po prawej stronie :)
Dodałam ostatnio link do bloga, którego zaczęłam pisać jakiś rok temu, ale przez awarię komputera straciłam kilka napisanych rozdziałów i dałam sobie z nim spokój. Jeśli jednak spodobałby wam się początek historii, miałabym motywację do kontynuowania jej.
Pozdrawiam gorąco :* Do zobaczenia w 4, jednak nie wiem kiedy będzie, gdyż mój laptop wędruje do serwisu i nie wiem ile to potrwa ;/ ...



 

sobota, 19 marca 2016

2. "Wierzę Ci na słowo"



   Lotnisko w Innsbrucku nie było większe niż to w Krakowie. Jednak kiedy Ada czekała przy taśmie po odbiór bagażu czuła się, jak gdyby nagle znalazła się w wielkim mrowisku. Praktycznie każdy gdzieś się śpieszył, rozmawiał przez telefon, czy krzyczał na obsługę lotniska. Sama wcześniej zadzwoniła do Marisy i powiadomiła, że wylądowała bez większych przygód. Obydwie były bardzo podekscytowane widmem zbliżającego się spotkania. 
   Marisę  poznała jeszcze w liceum, podczas wymiany zagranicznej z jej szkołą. Sama uczęszczała na zaawansowany niemiecki, więc jej grupa miała najwięcej styczności z przyjezdnymi. Z Marisą złapała bardzo dobry kontakt, więc ich znajomość przetrwała dłużej niż dwa tygodnie. W miarę możliwości odwiedzały się nawzajem. Jednak zwykle ich kontakt polegał na rozmowach Skype czy przez Messenger. Kiedy Ada kilka dni temu zdecydowała się na wyjazd, była pewna, że przyjaciółka przyjmie ją z otwartymi ramionami.
  Ada przez ponad 10 minut zastanawiała się jakim cudem zabierze się z dwoma wielkimi walizkami i jedną podręczną. Wreszcie na komputerze pojawił się komunikat, że za chwilę będą "jechały" bagaże z jej lotu. Jak zawsze w tym momencie ogarnął ją niemal paniczny strach, że akurat jej walizki poleciały na Wyspy Zielonego Przylądka czy na inny koniec świata. Na szczęście obiekty jej pożądania w miarę szybko znalazły się na taśmie i mogła odetchnąć z ulgą ściągając dwie czarne walizki.
   Położyła mniejszy, podręczny bagaż na większej walizce i modliła się, by jakoś dotarła do miejsca, gdzie uratuje ją Marisa albo Stefan.
   Najpierw dostrzegła jej blond czuprynę. Marisa nie miała warunków, by wyjrzeć ponad tłum, więc po prostu dopchała się do pierwszego rzędu witających. Ada miała lekką wadę wzroku - była krótkowidzem, jednak, gdy usłyszała głośne "Ada!" nie miała wątpliwości, że zmierza w dobrym kierunku. Ostatnie metry pokonała chyba jej najbardziej żałosnymi krokami w życiu, ale miała za mało rąk i nóg by jednocześnie biec i powstrzymywać swoje manatki przed rozrzuceniem po całej poczekalni. 
- Matko, jak tęskniłam! Ile to miesięcy minęło?! - Ada niestety nie mogła odpowiedzieć, gdyż próbowała złapać oddech.
- Odcięłaś... mi...tlen! - Wyszeptała tylko i natychmiast poczuła ulgę. - Wydaje mi się, że sześć. Ciebie też wspaniale widzieć. - Przez kilka chwil uśmiechały się do siebie nie mówiąc nic.
- Cudownie wyglądasz, nawet z tymi worami pod oczami... - Marisa uniosła porozumiewawczo brew. - Czyżbyś noc zarwała?
- Nie wiem o czym mówisz, M. - Ada zrobiła minę niewiniątka. - Po prostu nie służy mi wstawanie w środku nocy. - Dodała, zachowując się jak na hollywoodzkim przesłuchaniu.
- Szósta rano to dla ciebie środek nocy? - Marisa nie ukrywała zdziwienia.
- Tak. - Ada odpowiedziała tym razem zgodnie z prawdą.
- Dobra, nieważne. - Przyjaciółka Ady pokręciła głową. Daj te walizki, Stefan czeka w samochodzie. No i opowiadaj, co naskrobałaś, że musiałaś uciekać do innego kraju? - Ada zaśmiała się.
- Doskonale znasz szczegóły, wspólniczko. Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazane. - przyjaciółki jeszcze długo się śmiały w drodze na lotniskowy parking.


*



- Serio uciekłaś z domu i szuka cię międzynarodowa policja? - Stefan Kraft, jeden z najbardziej rozpoznawalnych sportowców w Austrii był ich kierowcą. Był również długoletnim chłopakiem Marisy.

  Dwie blondynki siedzące na tylnych siedzeniach samochodu roześmiały się.
- Nie mów, że Marisa powiedziała ci, że jestem wrogiem publicznym. - Ada z trudem opanowała napad śmiechu. Za to jej przyjaciółka nie powstrzymywała się.
- No... coś tam mi mówiła, że musisz zniknąć i mamy cię przechować na jakiś czas... - Stefan wyglądał na mocno zdezorientowanego. Czarnowska zastanawiała się co takiego Marisa opowiedziała jako powód jej przyjazdu. - Ale nie wyglądasz jak zbieg, więc domyślam się, że moja ukochana próbowała mnie wkręcić. - Skoczek na chwilę spuścił wzrok z drogi, by pokazać język do wewnętrznego lusterka.W odpowiedzi jego dziewczyna przesłała mu buziaka. Byli doprawdy słodką parą.
- Mam nadzieję że nie zwalam wam się zbytnio na głowę... - Zaczęła Ada, ale przed wygłoszeniem przeprosin powstrzymały ją twarde spojrzenia obydwojga towarzyszy.
- Słuchaj, teraz kiedy wiem, że nie jesteś seryjną morderczynią możesz zostać ile chcesz. Mnie ciągle nie ma w domu, więc przynajmniej ta tutaj nie będzie narzekać, że ciągle jest sama. - Partnerka Krafta wywróciła oczyma. - No i świetny pomysł z tymi wyjazdami co weekend na konkursy. Marisa nie chciała sama latać po połowie Europy... - Stefan pokręcił głową.
- Nawet nie zaczynaj Kraft, jak tylko Sandra była wolna, to jeździłyśmy za wami. Przestań już narzekać. Nie miałam zamiaru sama podróżować.
- W porządku skarbie, patrzmy w przyszłość, nie w przeszłość. - Stefan złagodniał w mgnieniu oka i wlepił wzrok w drogę, dając znak, że nie będzie już się narażał. Marisa uśmiechnęła się pod nosem.
- Czyli mówisz, że zostawiłaś Wiktorowi tylko kartkę i obiad w lodówce? - Austriaczka zmienia temat. Widocznie częste wyjazdy Stefana to dla nich drażliwy temat.
- Nie obiad, tylko pierogi. Pierogi to jego życie. - Ada spojrzała na zegarek umieszczony w desce rozdzielczej. - Zastanawiam się, czy odebrać od niego telefon kiedy zadzwoni za jakąś godzinę. Swoją drogą... po drugiej stronie słuchawki jestem bezpieczna... - Dziewczyna uśmiechnęła się i odprężyła.
- Nie odbieraj. Idziemy dzisiaj na imprezę z chłopakami, którzy odpuścili sobie Japonię. - Ada spojrzała na przyjaciółkę jakby powiedziała jej, że właśnie wyprzedziła ich latająca krowa.
- Że co proszę?
- No idziemy dzisiaj do klubu... i będziemy mieli kilku gości na noc, więc śpisz ze mną, a chłopaki w salonie. - Marisa dalej mówiła, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie.
- Chłopaki? - dziewczyna nie kryła lekkiego szoku.
- Stefan, kto ma dzisiaj być z nami w Malibu?
   Kraft dostając oficjalne pozwolenie od dziewczyny odezwał się.
- Na pewno będzie Michi, Manu, Andreas, Gregor chyba z Sandrą... ale kto ich tam wie. Morgi ma wpaść na trochę - zrobił przerwę, skręcając w wąską uliczkę prowadzącą do osiedla gdzie mieszkali. - No i kilku chłopaków, których nie znasz z zawodów.
   W sumie po Michim, Gregorze i Morgim Ada nie była w stanie zrozumieć więcej. Nie wiedziała, czy się cieszyć czy bać. Nigdy nie poznała innych skoczków oprócz Stefana. Oczywiście skoki narciarskie królowały u niej w domu w każdy zimowy weekend. Potrafiła przypasować imię i nazwisko do twarzy zawodnika, powiedzieć mniej więcej czy jest dobry, czy raczej nielot. Ale nie sądziła, że kiedyś spotka osobiście jakiegoś skoczka.
- Ziemia do Ady! - Z zamyślenia wyrwał ją głos przyjaciółki. Spojrzała na nią tak, jak gdyby wcale ciśnienie jej nie skoczyło do 180/140. - Nie ma się czego bać, to są naprawdę równi goście. - Blondyna dodała z uśmiechem. - Taka grupa chuderlaczków.
- Wierzę ci na słowo, M.

*


- No więc wiesz co gdzie jest. Twoja półka w łazience też czeka. Dzisiaj śpisz ze mną, więc nie będziemy teraz szukać pościeli na kanapę. - Dotarli do małego mieszkania targając ze sobą walizki po schodach. Para mieszkała na 4 piętrze i oczywiście winda musiała mieć awarię. Jednak Ada miała okazję przekonać się, że w niepozornym ciele Stefana kryje się naprawdę dużo siły. Czarnowska stanęła jak wryta, kiedy podniósł największą walizkę i bez trudu skakał po kolejnych stopniach, kiedy dziewczyny mocowały się z jedną, wydając przy tym odgłosy niczym z gladiatorskiej areny. Russell Crowe byłby z nich dumny.

- Dobra, zaraz się ogarnę, tylko trochę odsapnę. - Czarnowska opadła na kanapę i zanurzyła się w miękkich poduszkach. - Dobra, wstanę jutro. Dobranoc. - Dziewczyna zamknęła oczy i odprężyła się. 
- O nie moja droga! Trzeba było w nocy spać, teraz musimy cię rozpakować, zanim przyjedzie Michael i Manuel.
   Czarnowska w momencie otrzeźwiała.
- Chwila, to oni tutaj przyjeżdżają? - Mina Ady musiała być bezcenna, skoro Marisa wybuchła śmiechem, jakby usłyszała najlepszy w życiu dowcip. - No śmiej się, proszę bardzo... - przyjaciółka nie zareagowała na obrażoną pozę Czarnowskiej. Kontynuowała spazmatyczny chichot ocierając łzy płynące po policzkach. Zrezygnowana Ada wstała z kanapy i skierowała się w stronę kuchni. Stefan pojechał zrobić zakupy, więc przynajmniej on nie będzie się z niej nabijać przez najbliższe godziny.
- Wstawię wodę na kawę, jeśli pozwolisz. - Nie słysząc ani słowa w odpowiedzi, dziewczyna zaczęła przeszukiwać szafki. - Macie tu jakąś kawę? - krzyknęła w przestrzeń. O dziwo usłyszała kroki Marisy. Ryzykując spojrzenie wyjrzała zza blatu. Upłakana przyjaciółka patrzyła na nią z politowaniem. Wskazała na stojący na blacie słoik.
- Nie gniewaj się, po prostu twoja reakcja była taka słodka... - W oczach Ady zatańczyły gniewne iskierki. - Moja mała Ada! Jak ja się za tobą stęskniłam! - Czarnowska ponownie wylądowała w jej uścisku i przeszła jej cała złość. Nie potrafiła się długo gniewać na Austriaczkę.

*


- Tego mi było trzeba! - Kilkanaście minut później dziewczyny usadowiły się w dużym salonie. Aromat kawy unosił się w całym domu. Wspólnymi siłami sprzątnęły walizki z widoku, a Ada rozpakowała część swoich rzeczy. Jedynie podręczny bagaż pozostał nienaruszony, gdyż mała walizka będzie jej towarzyszyć w wyjazdach na konkursy pucharów świata.

- Nie miałaś problemów z dziekanką? - Zapytała Marisa upijając łyk ze swojego kubka.
- Nie, zdałam sesję w pierwszych terminach i szczerze mówiąc... - Ada spojrzała wymownie na przyjaciółkę - W dupie mam resztę. Nie będę widywać znajomych przez najbliższe kilka miesięcy, więc nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie mojej ulgi.
- Aż tak ci zaleźli pod skórę? - Marisa dobrze wiedziała, jaki numer wykręcili jej Kinga i Dawid.
- Gdybyś usłyszała, jak dwójka najbliższych przyjaciół obrabia ci dupę za twoimi plecami, niczym najgorsze hieny... też byś się wkurzyła. - Marisa pokiwała współczująco głową. 
- Ty i Dawid... zależało ci na nim? Myślałam, że coś z was będzie. 
- Też tak myślałam. - Ada żałowała, że nie ma pod ręką czegoś mocniejszego od kawy. Bynajmniej nie chodziło jej o zawartość kofeiny. - Na szczęście, nim nasz związek mógł rozkwitnąć, zobaczyłam, jak posuwa moją ukochaną przyjaciółkę, kochaną Kinię. Usłyszałam też jak bardzo się cieszą, że mają mnie - frajerkę, która pewnie postawi im wyjazd do Zakopanego. - Ada wzięła głęboki oddech. Marisa uspokajająco ścisnęła jej dłoń. - W tamtym momencie naprawdę myślałam, że zostanę morderczynią. Już widziałam nagłówki w gazetach. Ale... - dziewczyna zaśmiała się smutno. - Bardzo dobrze, że zobaczyłam ich wtedy. Dar od Boga... - Salon przycichł na około dwie sekundy. Jednak w tym momencie dziewczyny usłyszały dobijanie się do drzwi.
- Idę, idę! - Marisa szybko wstała i pobiegła do drzwi. Adzie serce podeszło do gardła. Czyżby to któryś z gości?
- Czy ty kupiłeś cały supermarket?! Ada pomóż! - A więc to tylko Kraft. Blondynka dopiła kawę oddychając z ulgą i pospieszyła pomóc skoczkowi.
- Myślałam, że ma przyjść kilka chudzielców, a nie armia XXL... - dziewczyna popatrzyła z powątpiewaniem na kilkanaście siatek i kilka pudełek, które stały przed drzwiami mieszkania.
- Nie wiedziałem co kupić... - Stefan podrapał się po głowie patrząc na swoje dzieło. - Więc kupiłem wszystkiego po trochu. - Marisa rzuciła mu mordercze spojrzenie. - Chyba trochę przesadziłem. - Wzruszył ramionami i ewakuował się do łazienki.
- Wysłać faceta po zakupy... - z głośnym tupnięciem M odstawiła ostatnią siatkę na wysepce kuchennej. Cofnęła się o kilka kroków do tyłu i oceniła wygląd kuchni, w której obecnie ciężko było znaleźć wolny skrawek blatu. - Rany. Masz coś przeciwko przytyciu parę kilo? Bo do lodówki i szafek to raczej się nie zmieści. 
   Ada udała, że intensywnie nad tym rozmyśla.
- Wiesz, może w cycki pójdzie... - dziewczyny spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem.
- To co gotujemy? - Ada już zaczęła upinać włosy w prowizorycznego koka. Jednak Marisa nadal kontemplowała widok zagraconej kuchni.
- Pomóż mi najpierw cokolwiek ogarnąć. W praniu wyjdzie co będziemy gotować. - Z głośnym westchnięciem ruszyła do najbliższej siatki. 


*


Całe mieszkanie wypełniały dźwięki wydawane przez grającego w Fifę Krafta, kiedy dzwonek do drzwi ogłosił pojawienie się gościa.

- Otworzę! - Chłopak na moment oderwał się od rozgrywki i podbiegł do drzwi.
 Ada gorączkowo próbowała ogarnąć swoje włosy przeglądając się w słabym odbiciu szafki kuchennej. 
- Jezu, jak ja wyglądam? - dziewczyna zapytała szeptem Marisę. Ta zajęta ustawianiem piekarnika nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem.
- Jak Afrodyta z piany. - Rzuciła od niechcenia. Jednak po skończonej bitwie z przyciskami odwróciła się do dziewczyny. - Tylko bez piany. - Dodała z wielkim uśmiechem na twarzy. - Wytrzyj tylko prawy policzek. - Rzuciła i wyszła z kuchni. 
   Ada zaczęła nerwowo trzeć cały policzek z nieokreślonej substancji. Kiedy była pewna, że starła cały podkład na prawej stronie twarzy podążyła za przyjaciółką.
- To jest właśnie Ada, moja przyjaciółka. - Usłyszała głos Marisy zanim jeszcze dostrzegła złotowłosego chłopaka. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że to nie kto inny jak Michael Hayboeck. 
- O cześć! Michael jestem. - Skoczek powiesił kurtkę na wieszaku i wyciągnął rękę na powitanie. - Ale wszyscy mówią mi Michi. - Uśmiechnął się uroczo. Ada musiała przyznać, że w tym momencie zadawała sobie pytania, dlaczego nigdy nie zwróciła większej uwagi na blondyna. Przykleiła na twarz uśmiech i ujęła dłoń Hayboecka. 
- Adrianna, ale mówią mi Ada. Bardzo miło mi cię poznać. - Dziewczyna kątem oka zauważyła dziwną wymianę spojrzeń między Stefanem a Marisą. Jednak nie przejęła się tym zbytnio, była zbyt zauroczona nowo poznanym skoczkiem. 
- Mnie również miło cię poznać. 
    Michael był dużo wyższy od Krafta (strzelając w ciemno, dałaby mu co najmniej 180 cm) co sprawiało, że sięgała mu najwyżej do ramienia. Dawnej myślała o sobie, że ma złote włosy, jednak jedno spojrzenie na chłopaka wystarczyło by zmieniła swoją definicję złotego koloru. Szaroniebieskie oczy chłopaka zatrzymały się na niej na chwilę, jednak Stefan odezwał się, przerywając chwilę ciszy.
- Fajnie, że część oficjalną mamy za sobą, ale Michi'ego tyłek nie został jeszcze dziś skopany przeze mnie w Fifę, więc może przejdźmy do rzeczy... - Kraft gestem zaprosił przyjaciela do salonu. Ten momentalnie stracił zainteresowanie Adą. 
- Mam nadzieję, że nie będziesz płakał, jak znów moja Barca wygra z twoim Bayernem. Wiesz, trochę byłby wstyd przy dziewczynach. - Ada tylko podniosła brew na tę dziecinną wymianę zdań. Spojrzała na Marisę, która rzuciła jej spojrzenie "nie pytaj".
   Dziewczyny wróciły do kuchni, kiedy na moment wpadł Michael wręczając im resztę sześciopaku piw. Oczywiście wraz ze Stefanem przywłaszczyli sobie po dwie puszki.
- Zapomniałbym. - rzucił i tyle go widziały.
   Ada otworzyła puszkę i upiła spory łyk. Usiadła na blacie obok Marisy.
- Niezły ten Hayboeck. - Marisa zmrużyła oczy. - Jego włosy są takie...
- Złote? - Dziewczyna roześmiała się. - Tak, to się każdemu rzuca w oczy. 
- Miły się wydaje... - Ada zatrzymała wewnętrzne ocenianie skoczka, kiedy dostrzegła, że przyjaciółka milczy i bacznie się jej przygląda. - Dobra, to ja się już przestaję pogrążać. Przyjechałam tu żeby się ogarnąć, a nie zadurzać się w skoczkach. - Ada powiedziała to z taką pewnością, że sama z siebie była dumna. Marisa tylko pokręciła głową i również otworzyła swoje piwo. 
- Daj spokój, jeśli nie zwróciłabyś na niego uwagi to powiedziałabym, że źle jest z tobą. - Uniosła swoją puszkę do góry. - Za naszych kochanych chuderlaczków! - Czarnowska uśmiechnęła się i dołączyła do toastu. 





*


Kiedy dziewczyny nakryły do stołu (zdecydowały się zrobić lazanię, a raczej mała poprawka - dużo lazanii) dołączył do nich jeszcze jeden skoczek odpuszczający sobie konkursy w Japonii - Manuel Fettner. Jednak przy brunecie nie zestresowała się tak jak przy Michaelu. Uśmiech Manuela był naprawdę zarażający. Wymienili nawet parę zdań między sobą - chłopak zgadywał z jakiego kraju pochodzi Ada. Nawet poczynił uwagę, że z Polski pochodzą same piękne dziewczyny, czym zyskał u niej duży szacunek.

   Cała piątka zjadła obiad w miłej, swobodnej atmosferze. Ada ani razu nie poczuła się wyalienowana ze względu na inne pochodzenie, czy odstawanie od ich grona skocznej rodziny. Chłopcy wydawali się normalnymi ludźmi, którzy cieszą się z urlopu.
- No dobra, teraz mężczyźni posprzątają ładnie po skończonym posiłku, a kobiety sobie odpoczną. - Marisa odchyliła się na oparciu krzesła i zamknęła oczy. Po chwili mieszkanie wypełniły odgłosy niezadowolonych skoczków. Ada patrzyła ze zdumieniem, jak trzej przyjaciele niezbyt szczęśliwi ale wykonują polecenia Marisy. 
- Przydałby mi się taki jeden. Wiktor nawet nie umie po sobie kubka umyć. - stwierdziła Ada, kiedy chłopcy zniknęli w kuchni. Usłyszała śmiech przyjaciółki. 
- Szkoda tylko, że tak rzadko mam Stefana w domu. - Spojrzała na swojego chłopaka z mieszaniną smutku i miłości w oczach. - Trzeba doceniać takie chwile. 
- Ze świeczką takich szukać. - Ada obserwowała pracujących mężczyzn z tęsknotą. - Jeszcze jakby umiał coś ugotować...
- I śpiewać...
- Tańczyć...
- Był złotą rączką...
- Dobry w łóżku... 
- Zabawny...
- Myślę, że musimy Nibylandię odwiedzić! - Dziewczyny wybuchły śmiechem.

*


- Z czego one się tak śmieją? - Manuel rzucił do kolegów wycierając talerz. 

- Pewnie jakieś babskie ploteczki, wiesz... jak to baby. - Stefan wywrócił oczami myjąc jeden z ostatnich naczyń. 
- Mam dziwne wrażenie, że o nas plotkowały. - Michael zmarszczył brwi i wyrzucił zużyty papierowy ręcznik. 
- Kobieca intuicja? - Manuel rzucił do Stefana trącając go łokciem. Po chwili dostał w głowę zwiniętym papierem, i wrócił do sprzątania.

*


- No dobra miłe panie, zacznijcie się przygotowywać, jeśli chcemy zdążyć na rezerwację do klubu. - Manuel klasnął w dłonie odrywając wszystkich od oglądania jakiegoś drugorzędnego austriackiego teleturnieju. Marisa ze Stefanem wyglądali jakby właśnie przebudzili się z długiego zimowego snu. Bóg jeden wie, co robili przez półtorej godziny na kanapie za plecami towarzyszy. Ada umiejscowiła się na fotelu, a pozostali skoczkowie usiedli na podłodze opierając się plecami o jej cieplutką miejscówkę. Dziewczyna przez cały czas wpatrywała się w tył głowy Michiego, a raczej na jego cudowne włosy. Miała ochotę wtopić w nie swoją dłoń i potargać nieco jego czuprynę. Kiedy sprowadzona na ziemię słowami Manuela uświadomiła sobie, że czekała ją dzisiaj wyprawa do klubu a nie wygodne łóżko miała ochotę płakać. Oczy same jej się zamykały. Jednak reakcje innych były całkiem odmienne, więc wiedziała, że nie ma szans uniknąć imprezy i z ciężkim sercem podniosła się w wygodnego fotela.  Nie zdążyła się nawet rozciągnąć, kiedy Marisa złapała ją za rękę i zaciągnęła do sypialni.

- Błagam, nie rób miny jakbyś szła na ścięcie. Będzie fajnie. - Dziewczyna tryskała energią. Ada oszczędzając swoje zasoby sił nie odezwała się słowem sięgając do kosmetyczki. To będzie długa noc.

*


Jest i dwójka, trochę się z nią męczyłam i nie jestem z niej bardzo dumna. Pozdrawiam tych, którzy czytają, mam nadzieję, że dacie znać w komentarzach co myślicie :)
Rozdział 3 - impreza :)


środa, 16 marca 2016

1. "A dlaczego nie?"


    Było kilka minut po godzinie szóstej, kiedy średniego wzrostu blondynka z trudem zasunęła suwak ostatniej, spakowanej walizki.
- No i ok. Lecimy do Marisy, postanowione.
Adrianna Czarnowska opadła na swoje łóżko, jednak po sekundzie podskoczyła jak oparzona. Przy okazji z jej ust wydobyła się wiązanka przekleństw.
- Niech to! - Rozmasowując obolałe plecy, dziewczyna podniosła ładowarkę z miejsca na które przed momentem opadła.
- No i jak ja mam to teraz upchnąć? - Kiedy jej pytanie pozostało bez odpowiedzi, odrzuciła niespakowany przedmiot w bliżej nieokreślone miejsce i usiadła na podłodze, sięgając po telefon. Wyświetlacz z czarno-białym zdjęciem Zimowego Żołnierza pokazywał godzinę 6:08.
- No to decyzja Ada, jedziemy czy nie jedziemy? Możemy jeszcze zadzwonić do Marisy i wszystko odwołać... zamiast do Innsbrucka wyjedziemy do małej Tybetańskiej wioski gdzie nas nigdy nie dopadnie... - Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Z nerwów stukała palcami o tylną obudowę swojego smartfona.
  Tylko Ada na świecie wie, ile godzin poświęciła na trzykrotne pakowanie i rozpakowywanie walizek. Jak również tylko ona wie, ile razy wybierała numer swojej przyjaciółki Marisy, by odwołać ich plany na najbliższe kilka tygodni. Blondynka była świadoma faktu, że jej zachowanie obserwowane z boku nie wyglądało w najmniejszym stopniu na zachowanie zdrowej osoby. Ale Ada niedawno skończyła dwadzieścia jeden lat i właśnie miała zrobić najbardziej szaloną rzecz w swoim życiu.
- To wcale nie była taka szalona decyzja. Po prostu zerwałam kontakt z ostatnimi "przyjaciółmi", zadzwoniłam do Marissy, spakowałam walizki i właśnie gadam do siebie... - Dziewczyna wzięła głęboki oddech i pokręciła głową.
"Po co mi ten wyjazd" - Tym razem dała sobie spokój z głośnym myśleniem. Powoli wstała i podeszła do najbliższej walizki z zamiarem ponownego jej rozpakowania. Gdy sięgała do suwaka ciszę w pokoju przerwała piosenka "Renegades". Minęło pięć sekund, nim Ada zorientowała się, że dzwoni jej telefon. Zaskoczona odebrała, nie sprawdzając kto dzwoni.
- Tak? - Zapytała niepewnie.
- Zwarta i gotowa? - Z słuchawki dotarł do niej podekscytowany głos Marisy.
Ada spojrzała przez okno. Powoli noc zamieniała się w dzień. Tak jak ona powoli zamieniała się w tchórza.
- Jakim cudem nie śpisz o tej godzinie? - Ada zapytała swoim niezbyt perfekcyjnym, ale jednak niemieckim. Usłyszała głośne westchnienie. Mogła w wyobraźni zobaczyć jej wywracanie oczami.
- Mówiłam ci wczoraj, że zadzwonię na wypadek, gdybyś przypadkiem przegapiła budzik. To jak, wszystko w porządku?
- Tak, w jak najlepszym. Nie mogę się doczekać naszego spotkania. - Głos Ady nie zadrżał ani na moment.
- Ja też! Przyjadę po ciebie ze Stefanem. Wieczorem pewnie pójdziemy się zabawić. Stefan ma trochę wolnego i wiesz... - Marisa mówiła, jakby dostała niekontrolowanego słowotoku.
- Kochana, muszę kończyć, mam mało czasu i kilka rzeczy do zrobienia. Chyba nie chcesz, żebym przegapiła samolot...- Ada weszła jej w słowo.
- Już się rozłączam, powodzenia i do zobaczenia na Innsbrucku!
- Papa! - Dziewczyna rozłączyła się. Telefon miękko upadł na łóżko, kiedy Ada wyszeptała: - No to wygląda na to, że jednak jadę...

*


Dojazd na lotnisko i odnalezienie odpowiedniej poczekalni na samolot przebiegło o dziwo perfekcyjnie. Jakby los sugerował jej, że podjęła dobrą decyzję. Miała mały moment załamania, kiedy przypomniała sobie o pośpiesznie nabazgranym liście do brata, w którym wytłumaczyła, że wyjeżdża na bliżej nieokreślony czas. Był rok starszy od niej. Po wyprowadzce z domu rodzinnego mieszkali razem w Krakowie. Cóż, "mieszkanie" to raczej nadużycie, gdyż Wiktor większość czasu spędzał u dziewczyny, Pauliny. Ada miała tylko nadzieję, że nie wścieknie się zbytnio, kiedy wróci do domu po południu. W końcu zostawiła mu w lodówce jego ulubione pierogi do odgrzania. Do serca Wiktora najłatwiej da się dostać przez żołądek... to naprawdę mało skomplikowany mężczyzna.

Kiedy powiadomiła rodziców o wyjeździe, nie byli przesadnie zadowoleni, ale dali jej swoje błogosławieństwo, pod warunkiem że będzie się meldować każdego dnia i natychmiast wróci, jeśli cokolwiek będzie się działo nie tak. Bała się jednak rozmowy z bratem, gdyż miała świadomość, że próbowałby ją zatrzymać... i znając życie uległaby jego namowom. Sama z sobą walczyła o utrzymanie się w swoim postanowieniu. Nie potrzebowała dodatkowego problemu.
Ale może od początku. Otóż życie Ady nie było jakoś szczególnie ciekawe. Została wychowana przez parę cudownych rodziców. Ją i brata zawsze dzieliło wiele rzeczy. Ona, raczej spokojna, poukładana. Wiktor - roztrzepany, upierdliwy starszy brat, który lubił dokuczać siostrze. Typowe rodzeństwo. Maturę zdawali w tym samym roku, gdyż Ada chodziła do liceum, a brat do technikum. Obydwoje zdecydowali się studiować w Krakowie. Ona fizjoterapię, on informatykę. Wynajęli mieszkanie na jednym z krakowskich osiedli, gdyż mieszkali 50 kilometrów poza miastem. Jak można było przewidzieć, Ada żyła nauką i okazjonalnymi spotkaniami przyjaciółmi, a Wiktor imprezami ze znajomymi i okazjonalną nauką. Ciężki rok przetrwali dzielnie, choć Ada była wykończona i przytłoczona dużą ilością obowiązków.
Jej życie zmieniło się, gdy w wakacje po pierwszym roku studiów zmarła jej ukochana babcia. To właśnie rozmowy z seniorką wpłynęły na późniejsze decyzje dziewczyny. Na zawsze będzie pamiętać słowa babci, która kazała jej dosłownie rzucić wszystko, wyjechać na długie wakacje i wreszcie zacząć korzystać z młodości. Wtedy jeszcze dziewczyna nie brała tych uwag na poważnie. Wsłuchiwała się w jej opowieści sprzed dekad. Na niektóre przymykała oko, niektóre wzruszały ją dogłębnie. Ostatnia rozmowa dotyczyła jej już nieżyjącego dziadka.

*

- Wiesz, twój dziadek nie był nigdy wylewnym człowiekiem. Kiedy obudziłam się przy nim po naszej nocy poślubnej, zadałam mu pytanie... dlaczego mi się oświadczył i poślubił?... wiesz co mi odpowiedział? - Apolonia Czarnowska głaskała swoją złotą obrączkę. Jej głos był słaby, ale wyraźny. Ada przysunęła się do jej łóżka ze śmiechem.
- Nie mam zielonego pojęcia, ale znając dziadka pewnie coś głupiego. - Dziewczyna próbowała sobie wyobrazić babcię i dziadka dokładnie w jej wieku. Pobrali się mając 20 lat.
- Odpowiedział... - odchrząknęła próbując naśladować głos dziadka - A dlaczego nie?

*


Ada szybko odepchnęła od siebie wspomnienie, kiedy zauważyła że obsługa lotniska zaczyna wpuszczać pasażerów na pokład. Ustawiła się w kolejce i obserwowała przez oszkloną ścianę przygotowywanie samolotów do lotu.

  Babcia odeszła następnego dnia. Oprócz listu w którym napisała krótkie "Dla mojej ukochanej Adrianny" zostawiła jej znaczną sumę ze swojego majątku. Cała rodzina była zszokowana, kiedy wyszło na jaw, że Apolonia dysponowała sporym majątkiem, który podzieliła między dwójką dzieci i trojgiem wnucząt.
  Kiedy samolot toczył się po płycie lotniska, Ada pozwoliła sobie na ostatnie wspomnienie babci. Na pewno byłaby z niej dumna. Co prawda ponad pół roku musiało minąć, by zdecydowała się na długie wakacje, ale lepiej późno, niż wcale. W końcu nie mogła pozwolić na zmarnowanie urlopu dziekańskiego. Spojrzała na siedzenie obok. Jej towarzyszem podróży był mężczyzna w średnim wieku, który nerwowo ściskał oparcia fotela. Wcześniej poprosił o zamianę miejsc, gdyż nie chciał siedzieć przy oknie.
Kiedy samolot gwałtownie przyspieszył na pasie startowym, jej sąsiad wyglądał, jakby zastanawiał się, czy udałoby mu się zatrzymać startującą maszynę siłą woli niczym Magneto. Gdy Ada poczuła, że koła samolotu odrywają się od ziemi, po raz pierwszy od miesięcy ogarnęła ją czysta radość. Robiła coś tylko dla siebie. Przypominając sobie nieprzespaną noc, trzykrotne pakowanie walizek i wewnętrzne dylematy miała ochotę się roześmiać. Spojrzała z uśmiechem na przerażonego sąsiada.
- Pierwszy lot? - Zapytała spokojnym głosem, mając nadzieję, że mężczyzna nie stracił jeszcze zdolności słuchania i mówienia. Ten odwrócił do niej wzrok i rzucił jej spojrzenie "zabierz mnie stąd!"
- Nie, drugi właściwie... - Widać było, że usilnie starał się zachować spokój. - Ale z pierwszego nie pamiętam dużo... to był jakiś koszmar - Ada uśmiechnęła się pokrzepiająco do mężczyzny. - Przepraszam, co ze mnie za dżentelmen... Nazywam się Piotr. - Pasażer wyciągnął do niej lekko drżącą dłoń.
- Ada, miło mi pana poznać. - Dwójka wymieniła się uściskami dłoni i serdecznym uśmiechem. - Mam za sobą kilka lotów i nadal żyję. Niech pan mi zaufa... wszystko będzie dobrze!


*



No to pierwsze koty za płoty. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z tego rozdziału. Ale obiecuję, że po wolnym początku będę się starała rozpędzić akcję. Dajcie znać w komentarzach, czy macie ochotę na coś więcej :)
Doma.