sobota, 19 marca 2016

2. "Wierzę Ci na słowo"



   Lotnisko w Innsbrucku nie było większe niż to w Krakowie. Jednak kiedy Ada czekała przy taśmie po odbiór bagażu czuła się, jak gdyby nagle znalazła się w wielkim mrowisku. Praktycznie każdy gdzieś się śpieszył, rozmawiał przez telefon, czy krzyczał na obsługę lotniska. Sama wcześniej zadzwoniła do Marisy i powiadomiła, że wylądowała bez większych przygód. Obydwie były bardzo podekscytowane widmem zbliżającego się spotkania. 
   Marisę  poznała jeszcze w liceum, podczas wymiany zagranicznej z jej szkołą. Sama uczęszczała na zaawansowany niemiecki, więc jej grupa miała najwięcej styczności z przyjezdnymi. Z Marisą złapała bardzo dobry kontakt, więc ich znajomość przetrwała dłużej niż dwa tygodnie. W miarę możliwości odwiedzały się nawzajem. Jednak zwykle ich kontakt polegał na rozmowach Skype czy przez Messenger. Kiedy Ada kilka dni temu zdecydowała się na wyjazd, była pewna, że przyjaciółka przyjmie ją z otwartymi ramionami.
  Ada przez ponad 10 minut zastanawiała się jakim cudem zabierze się z dwoma wielkimi walizkami i jedną podręczną. Wreszcie na komputerze pojawił się komunikat, że za chwilę będą "jechały" bagaże z jej lotu. Jak zawsze w tym momencie ogarnął ją niemal paniczny strach, że akurat jej walizki poleciały na Wyspy Zielonego Przylądka czy na inny koniec świata. Na szczęście obiekty jej pożądania w miarę szybko znalazły się na taśmie i mogła odetchnąć z ulgą ściągając dwie czarne walizki.
   Położyła mniejszy, podręczny bagaż na większej walizce i modliła się, by jakoś dotarła do miejsca, gdzie uratuje ją Marisa albo Stefan.
   Najpierw dostrzegła jej blond czuprynę. Marisa nie miała warunków, by wyjrzeć ponad tłum, więc po prostu dopchała się do pierwszego rzędu witających. Ada miała lekką wadę wzroku - była krótkowidzem, jednak, gdy usłyszała głośne "Ada!" nie miała wątpliwości, że zmierza w dobrym kierunku. Ostatnie metry pokonała chyba jej najbardziej żałosnymi krokami w życiu, ale miała za mało rąk i nóg by jednocześnie biec i powstrzymywać swoje manatki przed rozrzuceniem po całej poczekalni. 
- Matko, jak tęskniłam! Ile to miesięcy minęło?! - Ada niestety nie mogła odpowiedzieć, gdyż próbowała złapać oddech.
- Odcięłaś... mi...tlen! - Wyszeptała tylko i natychmiast poczuła ulgę. - Wydaje mi się, że sześć. Ciebie też wspaniale widzieć. - Przez kilka chwil uśmiechały się do siebie nie mówiąc nic.
- Cudownie wyglądasz, nawet z tymi worami pod oczami... - Marisa uniosła porozumiewawczo brew. - Czyżbyś noc zarwała?
- Nie wiem o czym mówisz, M. - Ada zrobiła minę niewiniątka. - Po prostu nie służy mi wstawanie w środku nocy. - Dodała, zachowując się jak na hollywoodzkim przesłuchaniu.
- Szósta rano to dla ciebie środek nocy? - Marisa nie ukrywała zdziwienia.
- Tak. - Ada odpowiedziała tym razem zgodnie z prawdą.
- Dobra, nieważne. - Przyjaciółka Ady pokręciła głową. Daj te walizki, Stefan czeka w samochodzie. No i opowiadaj, co naskrobałaś, że musiałaś uciekać do innego kraju? - Ada zaśmiała się.
- Doskonale znasz szczegóły, wspólniczko. Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazane. - przyjaciółki jeszcze długo się śmiały w drodze na lotniskowy parking.


*



- Serio uciekłaś z domu i szuka cię międzynarodowa policja? - Stefan Kraft, jeden z najbardziej rozpoznawalnych sportowców w Austrii był ich kierowcą. Był również długoletnim chłopakiem Marisy.

  Dwie blondynki siedzące na tylnych siedzeniach samochodu roześmiały się.
- Nie mów, że Marisa powiedziała ci, że jestem wrogiem publicznym. - Ada z trudem opanowała napad śmiechu. Za to jej przyjaciółka nie powstrzymywała się.
- No... coś tam mi mówiła, że musisz zniknąć i mamy cię przechować na jakiś czas... - Stefan wyglądał na mocno zdezorientowanego. Czarnowska zastanawiała się co takiego Marisa opowiedziała jako powód jej przyjazdu. - Ale nie wyglądasz jak zbieg, więc domyślam się, że moja ukochana próbowała mnie wkręcić. - Skoczek na chwilę spuścił wzrok z drogi, by pokazać język do wewnętrznego lusterka.W odpowiedzi jego dziewczyna przesłała mu buziaka. Byli doprawdy słodką parą.
- Mam nadzieję że nie zwalam wam się zbytnio na głowę... - Zaczęła Ada, ale przed wygłoszeniem przeprosin powstrzymały ją twarde spojrzenia obydwojga towarzyszy.
- Słuchaj, teraz kiedy wiem, że nie jesteś seryjną morderczynią możesz zostać ile chcesz. Mnie ciągle nie ma w domu, więc przynajmniej ta tutaj nie będzie narzekać, że ciągle jest sama. - Partnerka Krafta wywróciła oczyma. - No i świetny pomysł z tymi wyjazdami co weekend na konkursy. Marisa nie chciała sama latać po połowie Europy... - Stefan pokręcił głową.
- Nawet nie zaczynaj Kraft, jak tylko Sandra była wolna, to jeździłyśmy za wami. Przestań już narzekać. Nie miałam zamiaru sama podróżować.
- W porządku skarbie, patrzmy w przyszłość, nie w przeszłość. - Stefan złagodniał w mgnieniu oka i wlepił wzrok w drogę, dając znak, że nie będzie już się narażał. Marisa uśmiechnęła się pod nosem.
- Czyli mówisz, że zostawiłaś Wiktorowi tylko kartkę i obiad w lodówce? - Austriaczka zmienia temat. Widocznie częste wyjazdy Stefana to dla nich drażliwy temat.
- Nie obiad, tylko pierogi. Pierogi to jego życie. - Ada spojrzała na zegarek umieszczony w desce rozdzielczej. - Zastanawiam się, czy odebrać od niego telefon kiedy zadzwoni za jakąś godzinę. Swoją drogą... po drugiej stronie słuchawki jestem bezpieczna... - Dziewczyna uśmiechnęła się i odprężyła.
- Nie odbieraj. Idziemy dzisiaj na imprezę z chłopakami, którzy odpuścili sobie Japonię. - Ada spojrzała na przyjaciółkę jakby powiedziała jej, że właśnie wyprzedziła ich latająca krowa.
- Że co proszę?
- No idziemy dzisiaj do klubu... i będziemy mieli kilku gości na noc, więc śpisz ze mną, a chłopaki w salonie. - Marisa dalej mówiła, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie.
- Chłopaki? - dziewczyna nie kryła lekkiego szoku.
- Stefan, kto ma dzisiaj być z nami w Malibu?
   Kraft dostając oficjalne pozwolenie od dziewczyny odezwał się.
- Na pewno będzie Michi, Manu, Andreas, Gregor chyba z Sandrą... ale kto ich tam wie. Morgi ma wpaść na trochę - zrobił przerwę, skręcając w wąską uliczkę prowadzącą do osiedla gdzie mieszkali. - No i kilku chłopaków, których nie znasz z zawodów.
   W sumie po Michim, Gregorze i Morgim Ada nie była w stanie zrozumieć więcej. Nie wiedziała, czy się cieszyć czy bać. Nigdy nie poznała innych skoczków oprócz Stefana. Oczywiście skoki narciarskie królowały u niej w domu w każdy zimowy weekend. Potrafiła przypasować imię i nazwisko do twarzy zawodnika, powiedzieć mniej więcej czy jest dobry, czy raczej nielot. Ale nie sądziła, że kiedyś spotka osobiście jakiegoś skoczka.
- Ziemia do Ady! - Z zamyślenia wyrwał ją głos przyjaciółki. Spojrzała na nią tak, jak gdyby wcale ciśnienie jej nie skoczyło do 180/140. - Nie ma się czego bać, to są naprawdę równi goście. - Blondyna dodała z uśmiechem. - Taka grupa chuderlaczków.
- Wierzę ci na słowo, M.

*


- No więc wiesz co gdzie jest. Twoja półka w łazience też czeka. Dzisiaj śpisz ze mną, więc nie będziemy teraz szukać pościeli na kanapę. - Dotarli do małego mieszkania targając ze sobą walizki po schodach. Para mieszkała na 4 piętrze i oczywiście winda musiała mieć awarię. Jednak Ada miała okazję przekonać się, że w niepozornym ciele Stefana kryje się naprawdę dużo siły. Czarnowska stanęła jak wryta, kiedy podniósł największą walizkę i bez trudu skakał po kolejnych stopniach, kiedy dziewczyny mocowały się z jedną, wydając przy tym odgłosy niczym z gladiatorskiej areny. Russell Crowe byłby z nich dumny.

- Dobra, zaraz się ogarnę, tylko trochę odsapnę. - Czarnowska opadła na kanapę i zanurzyła się w miękkich poduszkach. - Dobra, wstanę jutro. Dobranoc. - Dziewczyna zamknęła oczy i odprężyła się. 
- O nie moja droga! Trzeba było w nocy spać, teraz musimy cię rozpakować, zanim przyjedzie Michael i Manuel.
   Czarnowska w momencie otrzeźwiała.
- Chwila, to oni tutaj przyjeżdżają? - Mina Ady musiała być bezcenna, skoro Marisa wybuchła śmiechem, jakby usłyszała najlepszy w życiu dowcip. - No śmiej się, proszę bardzo... - przyjaciółka nie zareagowała na obrażoną pozę Czarnowskiej. Kontynuowała spazmatyczny chichot ocierając łzy płynące po policzkach. Zrezygnowana Ada wstała z kanapy i skierowała się w stronę kuchni. Stefan pojechał zrobić zakupy, więc przynajmniej on nie będzie się z niej nabijać przez najbliższe godziny.
- Wstawię wodę na kawę, jeśli pozwolisz. - Nie słysząc ani słowa w odpowiedzi, dziewczyna zaczęła przeszukiwać szafki. - Macie tu jakąś kawę? - krzyknęła w przestrzeń. O dziwo usłyszała kroki Marisy. Ryzykując spojrzenie wyjrzała zza blatu. Upłakana przyjaciółka patrzyła na nią z politowaniem. Wskazała na stojący na blacie słoik.
- Nie gniewaj się, po prostu twoja reakcja była taka słodka... - W oczach Ady zatańczyły gniewne iskierki. - Moja mała Ada! Jak ja się za tobą stęskniłam! - Czarnowska ponownie wylądowała w jej uścisku i przeszła jej cała złość. Nie potrafiła się długo gniewać na Austriaczkę.

*


- Tego mi było trzeba! - Kilkanaście minut później dziewczyny usadowiły się w dużym salonie. Aromat kawy unosił się w całym domu. Wspólnymi siłami sprzątnęły walizki z widoku, a Ada rozpakowała część swoich rzeczy. Jedynie podręczny bagaż pozostał nienaruszony, gdyż mała walizka będzie jej towarzyszyć w wyjazdach na konkursy pucharów świata.

- Nie miałaś problemów z dziekanką? - Zapytała Marisa upijając łyk ze swojego kubka.
- Nie, zdałam sesję w pierwszych terminach i szczerze mówiąc... - Ada spojrzała wymownie na przyjaciółkę - W dupie mam resztę. Nie będę widywać znajomych przez najbliższe kilka miesięcy, więc nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie mojej ulgi.
- Aż tak ci zaleźli pod skórę? - Marisa dobrze wiedziała, jaki numer wykręcili jej Kinga i Dawid.
- Gdybyś usłyszała, jak dwójka najbliższych przyjaciół obrabia ci dupę za twoimi plecami, niczym najgorsze hieny... też byś się wkurzyła. - Marisa pokiwała współczująco głową. 
- Ty i Dawid... zależało ci na nim? Myślałam, że coś z was będzie. 
- Też tak myślałam. - Ada żałowała, że nie ma pod ręką czegoś mocniejszego od kawy. Bynajmniej nie chodziło jej o zawartość kofeiny. - Na szczęście, nim nasz związek mógł rozkwitnąć, zobaczyłam, jak posuwa moją ukochaną przyjaciółkę, kochaną Kinię. Usłyszałam też jak bardzo się cieszą, że mają mnie - frajerkę, która pewnie postawi im wyjazd do Zakopanego. - Ada wzięła głęboki oddech. Marisa uspokajająco ścisnęła jej dłoń. - W tamtym momencie naprawdę myślałam, że zostanę morderczynią. Już widziałam nagłówki w gazetach. Ale... - dziewczyna zaśmiała się smutno. - Bardzo dobrze, że zobaczyłam ich wtedy. Dar od Boga... - Salon przycichł na około dwie sekundy. Jednak w tym momencie dziewczyny usłyszały dobijanie się do drzwi.
- Idę, idę! - Marisa szybko wstała i pobiegła do drzwi. Adzie serce podeszło do gardła. Czyżby to któryś z gości?
- Czy ty kupiłeś cały supermarket?! Ada pomóż! - A więc to tylko Kraft. Blondynka dopiła kawę oddychając z ulgą i pospieszyła pomóc skoczkowi.
- Myślałam, że ma przyjść kilka chudzielców, a nie armia XXL... - dziewczyna popatrzyła z powątpiewaniem na kilkanaście siatek i kilka pudełek, które stały przed drzwiami mieszkania.
- Nie wiedziałem co kupić... - Stefan podrapał się po głowie patrząc na swoje dzieło. - Więc kupiłem wszystkiego po trochu. - Marisa rzuciła mu mordercze spojrzenie. - Chyba trochę przesadziłem. - Wzruszył ramionami i ewakuował się do łazienki.
- Wysłać faceta po zakupy... - z głośnym tupnięciem M odstawiła ostatnią siatkę na wysepce kuchennej. Cofnęła się o kilka kroków do tyłu i oceniła wygląd kuchni, w której obecnie ciężko było znaleźć wolny skrawek blatu. - Rany. Masz coś przeciwko przytyciu parę kilo? Bo do lodówki i szafek to raczej się nie zmieści. 
   Ada udała, że intensywnie nad tym rozmyśla.
- Wiesz, może w cycki pójdzie... - dziewczyny spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem.
- To co gotujemy? - Ada już zaczęła upinać włosy w prowizorycznego koka. Jednak Marisa nadal kontemplowała widok zagraconej kuchni.
- Pomóż mi najpierw cokolwiek ogarnąć. W praniu wyjdzie co będziemy gotować. - Z głośnym westchnięciem ruszyła do najbliższej siatki. 


*


Całe mieszkanie wypełniały dźwięki wydawane przez grającego w Fifę Krafta, kiedy dzwonek do drzwi ogłosił pojawienie się gościa.

- Otworzę! - Chłopak na moment oderwał się od rozgrywki i podbiegł do drzwi.
 Ada gorączkowo próbowała ogarnąć swoje włosy przeglądając się w słabym odbiciu szafki kuchennej. 
- Jezu, jak ja wyglądam? - dziewczyna zapytała szeptem Marisę. Ta zajęta ustawianiem piekarnika nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem.
- Jak Afrodyta z piany. - Rzuciła od niechcenia. Jednak po skończonej bitwie z przyciskami odwróciła się do dziewczyny. - Tylko bez piany. - Dodała z wielkim uśmiechem na twarzy. - Wytrzyj tylko prawy policzek. - Rzuciła i wyszła z kuchni. 
   Ada zaczęła nerwowo trzeć cały policzek z nieokreślonej substancji. Kiedy była pewna, że starła cały podkład na prawej stronie twarzy podążyła za przyjaciółką.
- To jest właśnie Ada, moja przyjaciółka. - Usłyszała głos Marisy zanim jeszcze dostrzegła złotowłosego chłopaka. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że to nie kto inny jak Michael Hayboeck. 
- O cześć! Michael jestem. - Skoczek powiesił kurtkę na wieszaku i wyciągnął rękę na powitanie. - Ale wszyscy mówią mi Michi. - Uśmiechnął się uroczo. Ada musiała przyznać, że w tym momencie zadawała sobie pytania, dlaczego nigdy nie zwróciła większej uwagi na blondyna. Przykleiła na twarz uśmiech i ujęła dłoń Hayboecka. 
- Adrianna, ale mówią mi Ada. Bardzo miło mi cię poznać. - Dziewczyna kątem oka zauważyła dziwną wymianę spojrzeń między Stefanem a Marisą. Jednak nie przejęła się tym zbytnio, była zbyt zauroczona nowo poznanym skoczkiem. 
- Mnie również miło cię poznać. 
    Michael był dużo wyższy od Krafta (strzelając w ciemno, dałaby mu co najmniej 180 cm) co sprawiało, że sięgała mu najwyżej do ramienia. Dawnej myślała o sobie, że ma złote włosy, jednak jedno spojrzenie na chłopaka wystarczyło by zmieniła swoją definicję złotego koloru. Szaroniebieskie oczy chłopaka zatrzymały się na niej na chwilę, jednak Stefan odezwał się, przerywając chwilę ciszy.
- Fajnie, że część oficjalną mamy za sobą, ale Michi'ego tyłek nie został jeszcze dziś skopany przeze mnie w Fifę, więc może przejdźmy do rzeczy... - Kraft gestem zaprosił przyjaciela do salonu. Ten momentalnie stracił zainteresowanie Adą. 
- Mam nadzieję, że nie będziesz płakał, jak znów moja Barca wygra z twoim Bayernem. Wiesz, trochę byłby wstyd przy dziewczynach. - Ada tylko podniosła brew na tę dziecinną wymianę zdań. Spojrzała na Marisę, która rzuciła jej spojrzenie "nie pytaj".
   Dziewczyny wróciły do kuchni, kiedy na moment wpadł Michael wręczając im resztę sześciopaku piw. Oczywiście wraz ze Stefanem przywłaszczyli sobie po dwie puszki.
- Zapomniałbym. - rzucił i tyle go widziały.
   Ada otworzyła puszkę i upiła spory łyk. Usiadła na blacie obok Marisy.
- Niezły ten Hayboeck. - Marisa zmrużyła oczy. - Jego włosy są takie...
- Złote? - Dziewczyna roześmiała się. - Tak, to się każdemu rzuca w oczy. 
- Miły się wydaje... - Ada zatrzymała wewnętrzne ocenianie skoczka, kiedy dostrzegła, że przyjaciółka milczy i bacznie się jej przygląda. - Dobra, to ja się już przestaję pogrążać. Przyjechałam tu żeby się ogarnąć, a nie zadurzać się w skoczkach. - Ada powiedziała to z taką pewnością, że sama z siebie była dumna. Marisa tylko pokręciła głową i również otworzyła swoje piwo. 
- Daj spokój, jeśli nie zwróciłabyś na niego uwagi to powiedziałabym, że źle jest z tobą. - Uniosła swoją puszkę do góry. - Za naszych kochanych chuderlaczków! - Czarnowska uśmiechnęła się i dołączyła do toastu. 





*


Kiedy dziewczyny nakryły do stołu (zdecydowały się zrobić lazanię, a raczej mała poprawka - dużo lazanii) dołączył do nich jeszcze jeden skoczek odpuszczający sobie konkursy w Japonii - Manuel Fettner. Jednak przy brunecie nie zestresowała się tak jak przy Michaelu. Uśmiech Manuela był naprawdę zarażający. Wymienili nawet parę zdań między sobą - chłopak zgadywał z jakiego kraju pochodzi Ada. Nawet poczynił uwagę, że z Polski pochodzą same piękne dziewczyny, czym zyskał u niej duży szacunek.

   Cała piątka zjadła obiad w miłej, swobodnej atmosferze. Ada ani razu nie poczuła się wyalienowana ze względu na inne pochodzenie, czy odstawanie od ich grona skocznej rodziny. Chłopcy wydawali się normalnymi ludźmi, którzy cieszą się z urlopu.
- No dobra, teraz mężczyźni posprzątają ładnie po skończonym posiłku, a kobiety sobie odpoczną. - Marisa odchyliła się na oparciu krzesła i zamknęła oczy. Po chwili mieszkanie wypełniły odgłosy niezadowolonych skoczków. Ada patrzyła ze zdumieniem, jak trzej przyjaciele niezbyt szczęśliwi ale wykonują polecenia Marisy. 
- Przydałby mi się taki jeden. Wiktor nawet nie umie po sobie kubka umyć. - stwierdziła Ada, kiedy chłopcy zniknęli w kuchni. Usłyszała śmiech przyjaciółki. 
- Szkoda tylko, że tak rzadko mam Stefana w domu. - Spojrzała na swojego chłopaka z mieszaniną smutku i miłości w oczach. - Trzeba doceniać takie chwile. 
- Ze świeczką takich szukać. - Ada obserwowała pracujących mężczyzn z tęsknotą. - Jeszcze jakby umiał coś ugotować...
- I śpiewać...
- Tańczyć...
- Był złotą rączką...
- Dobry w łóżku... 
- Zabawny...
- Myślę, że musimy Nibylandię odwiedzić! - Dziewczyny wybuchły śmiechem.

*


- Z czego one się tak śmieją? - Manuel rzucił do kolegów wycierając talerz. 

- Pewnie jakieś babskie ploteczki, wiesz... jak to baby. - Stefan wywrócił oczami myjąc jeden z ostatnich naczyń. 
- Mam dziwne wrażenie, że o nas plotkowały. - Michael zmarszczył brwi i wyrzucił zużyty papierowy ręcznik. 
- Kobieca intuicja? - Manuel rzucił do Stefana trącając go łokciem. Po chwili dostał w głowę zwiniętym papierem, i wrócił do sprzątania.

*


- No dobra miłe panie, zacznijcie się przygotowywać, jeśli chcemy zdążyć na rezerwację do klubu. - Manuel klasnął w dłonie odrywając wszystkich od oglądania jakiegoś drugorzędnego austriackiego teleturnieju. Marisa ze Stefanem wyglądali jakby właśnie przebudzili się z długiego zimowego snu. Bóg jeden wie, co robili przez półtorej godziny na kanapie za plecami towarzyszy. Ada umiejscowiła się na fotelu, a pozostali skoczkowie usiedli na podłodze opierając się plecami o jej cieplutką miejscówkę. Dziewczyna przez cały czas wpatrywała się w tył głowy Michiego, a raczej na jego cudowne włosy. Miała ochotę wtopić w nie swoją dłoń i potargać nieco jego czuprynę. Kiedy sprowadzona na ziemię słowami Manuela uświadomiła sobie, że czekała ją dzisiaj wyprawa do klubu a nie wygodne łóżko miała ochotę płakać. Oczy same jej się zamykały. Jednak reakcje innych były całkiem odmienne, więc wiedziała, że nie ma szans uniknąć imprezy i z ciężkim sercem podniosła się w wygodnego fotela.  Nie zdążyła się nawet rozciągnąć, kiedy Marisa złapała ją za rękę i zaciągnęła do sypialni.

- Błagam, nie rób miny jakbyś szła na ścięcie. Będzie fajnie. - Dziewczyna tryskała energią. Ada oszczędzając swoje zasoby sił nie odezwała się słowem sięgając do kosmetyczki. To będzie długa noc.

*


Jest i dwójka, trochę się z nią męczyłam i nie jestem z niej bardzo dumna. Pozdrawiam tych, którzy czytają, mam nadzieję, że dacie znać w komentarzach co myślicie :)
Rozdział 3 - impreza :)


5 komentarzy:

  1. Super rozdział. Z niecierpliwością wyczekuje 3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeejku świetny blog ! Wspaniały rozdział :* Też pisze fan fiction :3 może zajrzysz ? :D http://skoczne-opowiesci.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka! I jest dwójeczka, pojawił się Michi więc zaczyna robić się ciekawie. Czekam na trójeczkę, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana! ;)
    Dziękuję za zaproszenie, ponieważ bardzo, ale to bardzo mi się u Ciebie podoba!
    Na pewno będę już na bieżąco! ;D
    Bohaterowie - super! Ubóstwiam Michiego, zatem opowiadanie związane z nim to więcej niż przyjemność. :D
    Co ponadto - z tego, co zdołałam wyczytać, mogę wysunąć dwa wnioski, mianowicie:
    1) Widzę fajny pomysł na fabułę. :D
    2) Piszesz świetnym stylem, że chce się czytać! ;D
    Czekam zatem na więcej, buziam. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa, aż moje serduszko urosło :*
      Mogę obiecać, że dam z siebie wszystko przy pisaniu tej historii :)

      Usuń